poniedziałek, 13 maja 2013

Cancun - Meksyk

Autobus do Cancun z Tuxtli wybralismy jak zwykle ten najtanszy mozliwy i po kilkunastu godzinach drogi, z malymi przygodami, dotarlismy na miejsce. Ta mala przygoda byl dosc szybki pit stop w wykonaniu naszych kierowcow w nocy w srodku dzungli. Panowie nie dysponowali nawet dobrym oswietleniem, wiec przyszlismy im z pomoca nasza czolowka, dzieki czemu dosc sprawnie wymienili paski w silniku i nawet wczesniej, niz bylo planowane, wyladowalismy w Cancun. Bylo to dla nas bardzo wazne, gdyz Paco wychodzi do pracy wczesnie rano i musielismy zdazyc przed jego wyjsciem, co nam sie prefekcyjnie udalo. U Paco poznalismy niesamowita dziewczyne, argentyne, Agustine, z ktora bardzo sie zaprzyjaznilismy. Nasza podroz do Cancun, patrzac na mape, wydac sie moze czystym kretynstwem, gdyz w planach mamy dalej ruszyc do Guatemali, dokad z Tuxtli i San Cristobal jest najblizej. Jednak taki byl plan, by odpoczac sobie nad morzem karaibskim przed dalsa droga, i zrealizowalismy go wiecej niz w 110 procentach. Poprzednim razem bedac w Cancun nie zwiedzilismy zadnego z okolicznych cenotow i bardzo nas to gryzlo. Jednak ceny wycieczek z Cancun skutecznie nas odstraszaly. Od Augustiny jednak dowiedzielismy sie, ze mozna zrobic to duzo taniej i jednego dnia postanowilismy razem z nia zwiedzic ktorys z nich. Wyprawe rozpocelismy wczesnie rano biorac Collectivo za 20 peso sprzed terminala ADO do Puerto Moreles (collectivo jedzie do Playa del Carmen i wysiada sie w polowie drogi). Tam wysiedlismy na stacji benzynowej i udalismy sie kawalek w glab do miasta, gdzie przy miejscowym parku znajduje sie przystanej nastepnego collectivo jadacego juz w kierunku dzungli i cenotow. Problem jest tylko taki, ze rzeczone collectivo jezdzi bardzo zadko. My musielismy czekac ponad godzine i o 12.00 wyruszylismy. Oczywiscie nie mielismy pojecia, ktory z cenotow wybrac. Ale jak zawsze mielismy kupe szczescia i poznalismy juz w busiku chlopaka z D.F., ktory z mama zamierzal tez zwiedzic jeden z nich. Z racji tego, ze zobaczyl je wszytkie wczesniej, za jego namowa wybralismy ten sam, do ktorego wlasnie sie wybieral, o nazwie Kin-Ha. Nie bylismy w ogole przygotowani na taka wyprawe. Myslelismy bowiem, ze podjedziemy collectivo w okolice cenota i tyle. Tymczasem podroz okazala sie duzo bardziej skomplikowana. Z miejsca w ktorym wysiedlismy czekal nas bowiem 6,5km marsz na miejsce w upale przez dzungle, a my mielismy ze soba tylko jedna butle wody. A upal byl niesamowity. Tu z pomoca przyszla nam starsza pani mama, ktora w swojej olbrymiej torbie miala doslownie wszystki: zamrozony sok z kokosa, sok z pomaranczy, normalna wode oraz mokre szmatki do odswiezania sie. Przeszlismy tak moze z 2km i tym razem popisal sie jej synek lapiac nam miejscowych Majow na stopa. Dowiezli oni nas na samo miejsce, za co otrzymali od nas az 100 peso, gdyz chlopak z D.F. za siebie i mame dal 50 peso i glupio nam bylo za 3 osoby dac im mniej.
Sam cenot tez okazal sie dosc drogi, bo wejscie kosztowalo 100 peso / osobe za wejscie do jednego lub 150 peso za dwa. Chlopak i mama oczywiscie wzieli dwa, jednak my z Augustina, po przeliczeniu pieniedzy, jakie zabralismy na ta wyprawie, stwierdzilismy, ze stac nas tylko na jeden, a i tak bedziemy mieli problem z pieniedzmi na powrot do Cancun :) Nasza decyzja okazala sie bardzo trafna, gdyz po rozmowie z naszym meksykanskim towarzyszem okazalo sie, ze ten, w ktorym jestesmy jest 10 razy lepszy, wiekszy i bardziej klimatyczny. A teraz moze troszke o cenocie, bo nie kazdy moze wiedziec co to takiego. Sa to podziemne jaskinie wypelnione woda, ktore majowie uwazali za swiete. Tak na prawde sa dwa glowne rodzaje cenotow - takie otwarte, w ktorych nad glowami widzicie niebo, i te zamkniete, do ktorych swiatlo przenika tylko przez nieduze otwory. My zwiedzalismy ten ostatni. Mial on moze ze 100m srednicy, a prowadzily do niego schody oraz dziura, przez ktora mozna bylo bezposrednio skoczyc do niego z wysokosci 10m. Tego typu skoki sa calkowicie bezpieczne, gdyz glebokosc tego konkretnego cenotu to az 60m. Wewnatrz roi sie od nietoperzy a stalaktyty i stalagnity zdobiace go od srodka oraz korzenie drzew, ktore zwisaja z jego sklepienia tworza mistyczna atmosfere. Najfajniesze w tym wszystkim bylo to, ze dane nam bylo zwiedzac cenota tylko w nasza wesola piatka, a pozniej przez dlugi czas siedzielismy w nim tylko w trojke z Augustina. Zreszta siedzenie to dosc duze przeklamanie, gdyz spedzilismy ten czas na skakaniu z gory do cenotu oraz plywaniu i snorkowaniu wewnatrz. Bardzo fajnym sposobem na zobaczenie go calego bylo plywanie na zdezelowanej desce surfingowej, ktora zostawili w tym celu gospodarze. O tym jak beznadziejnie moglo wygladac nasze podziwianie tego typu miejsc przekonala nas hotelowa wycieczka, ktora na pol godziny wtargnela do naszej oazy spokoju. Narobili kupe halasu, przestraszyli nietoperze, jednak na szczescie szybko sie wyniesli i moglismy dalej cieszyc sie klimatem tego miejsca w samotnosci.
Powrot okazal sie jeszcze bardziej zwariowany. Wiedzielismy juz na wstepie, ze musimy przejsc te 6,5km i dotrzec do drogi, gdzie przejezdzalo collectivo do 18.30. W przeciwnym wypadku bylibysmy w tzw. czarnej dupie, zmuszeni do nocowania w dzungli. Dalismy sobie na ta droge 2 godziny i wyluzowani i usmiechnieci ruszylismy. Nie minelo kilkanascie minut a na horyzoncie pojawila sie mala ciezarowka, ktora od niechcenia sprobowalismy zlapac. Musicie sobie wyorbazic nasze zdziwienie, gdy zobaczylismy, iz ta ciezarowka podrozuje na pace poznany przez nas chlopak z D.F. a jego mama siedzi w kabinie obok kierowcy. Dolaczylismy do chlopaka na pace i bardzo szybko znalezlismy sie na drodze, gdzie mielismy zlapac nasze collectivo do Puerto Moreles. Problem w tym, ze bylismy tam 1,5godz za wczesnie. Coz wiec zrobic - zaczelismy lapac nastepnego stopa. I tym razem nieoceniony okazal sie nasz kolega chilango, ktory zlapal dla naszej calej wesolej gromadki ciezarowke do przewozu piasku. Chyba nie jechalismy wczesniej tak klimatycznym srodkiem transportu, ktory w polaczeniu z naszym wesolym humorem i widokami niesamowitej dzungli dookola stanowil wspaniale uwienczenie tej przygody. Z Puerto Moreles szyciutko zlapalismy collectivo do Cancun, gdzie wieczorem, pijac cuba libre, opowiedzielismy wszystko Paco.

Kolejna wycieczka, ktorej nie sposob nie opisac, byla wyprawa do plazy w A..........., gdzie udalismy sie wesola czworka, tym razem wraz z Agustina i Paco. Bardzo sie na to cieszylismy, gdyz, mimo, iz spedzilismy u Paco w sumie juz prawie miesiac, nigdy nie bylo sposobnosci, by gdzies razem pojechac. Miejsce, ktore to wybralismy nie przypadkowo. DOwiedzielismy sie bowiem, ze w A............... mozna snorkowac z olbrzymimi zolwiami morskimi. Jak sie okazalo na miejscu mozliwe bylo doplyniecie tez wplaw z tego miejsca do rafy koralowej. Olka nie umie snorkowac ale nawet bez maski mogla zobaczyc sporo ryb. Maciej z Agustina poplyneli dalej, gdzie wreszcie po godzinie poszukiwan udalo im sie dostrzec olbrzymi zolwie. Przezycie niesamowite i ciezko je opisac. Na rafie zobaczyc mozna bylo tez mnostwo ryb przeroznych wielkosci i kolorow, a plynac tam natrafilismy tez na wielkie plaszczki. Na koniec Maciej pokazal swoja zgrabnosc zahaczajac duzym paluchem od nogi o jezowca, ktorego operacja wyciagniecia w fachowy sposob wieczorkiem zajela sie Olka. Nie bedziemy opisywac wszystkich naszych dni w Cancun, gdyz, tak na prawde, przez wiekszosc czasu zajmowalismy sie slodkim nic-nir-robstwem, codziennie odwiedzajac plaze i raczac sie rumem z cola. A dni nam po prostu wesolo plynely. Choc kolejne odwiedziny Paco wydawalyby sie bez sensu okazaly sie po raz kolejny swietnym przezyciem, podczas ktorego odwiedzilismy kolejne nie odwiedzone przez nas wczesniej miejsca. Bardzo cieszymy sie tez, ze poznalismy tam Agustine, ktora mamy nadzieje jeszcze kiedys spotkac. Jej chlopak w tym momencie naprawia bowiem jacht, ktorym zamierzaja oplynac cala latynowska ameryke, i kto wie, moze w ktoryms porcie kiedys na nich natrafimy. Tak czy siak, jedno jest pewne, Maciej zarazil sie opowiesciami Agustiny i ma nowe marzenie - kupic kiedys jacht i zrobic to, co oni. Pewnie wydawac sie moze to glupie, ale czyz caly nasz pomysl na obecna wyprawe nie jest tez taki? Jak nie macie co robic - przesylajcie pieniadze bo zbieramy na jacht :)





















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz