środa, 29 maja 2013

Atitlan - Guatemala

Nad to mistyczne jezioro udalismy sie kolorowym autobusem z Xeli. Tak wlasciwie 3 autobusami, gdyz pierwszy kierowca okazal sie skurczybykiem, ktory dla kilku quetzali oklamal nas, iz jest to bezposredni autobus do Panajachel. Po drodze okazalo sie, ze jest to nie prawda i musielismy zmieniac autobus doslownie in the midle of nowhere, i to nie na taki, ktory jedzie juz na miejsce, a na jadacy po prostu do miejsca, gdzie mozemy zlapac kolejny autobus. Z ciezkimi plecakami w ulewnym deszczu, w miejscach, o ktorych nawet nie wiedzielismy, ze istnieja, bylismy troszke zestresowani, ale jak zawsze dalismy sobie rade. Na miejscu kolejny problem. Gdy w deszczu z ciezkimi plecakami doczlapalismy sie do miejsca, gdzie powinien mieszkac nasz host z couchsurfingu, okazalo sie, ze nikt go tam nie zna, a ze nie dal nam dokladnego adresu, olalismy go i ruszylismy w kierunku drugiego alternatywnego hosta, ktorego mielismy w Panajachel. Tak na prawde, bardzo fajnie, ze tak sie stalo, gdyz poznalismy Zenona i Cecil oraz ich niesamowita babcie Nun. Mieszkaja oni chyba w najpiekniejszym domu w calej okolicy. Nazwa uzywana przez ojca Zenona "hippie castle" (zamek hipisow), chyba najbardziej oddaje to miejsce. Slowa "niesamowite" i "magiczne" pewnie naduzylismy juz wielokrotnie w tym blogu, ale jak tu inaczej okreslic to miejsce. Nasze zdjecia pewnie nie oddadza tego nawet w 50%, ale patrzcie i podziwiajcie, to moze mniej wiecej zrozumiecie nasz zachwyt. Babcia Zenona Nun, to znana niemiecko - guatemalska artystka, a ojciec Zenona to mecenas sztuki. Z tego wszystkiego wyniklo powstanie przeslicznej galerii sztuki w ich domu, w ktorej odnalezc mozna zarowno dziela babci, jak i wielu ciekawych artystow, ktorych ojciec Zenona zebral tu przez wszystkie te lata swojego zycia. By wam mniej wiecej naszkicowac klimat tego miejsca, w kilku zdaniach opiszemy historie zycia babci. Jest ona corka z nie prawego loza niemieckiego bogacza i miejscowej indianki. Gdy ow bogacz wyladowal spowrotem w Niemczech i sie ozenil okazalo sie, iz jego zona jest bezplodna i dopiero w tym momencie przypomnial sobie o swojej corce, gdzies tam daleko w Guatemali. Po rozmowie z nowa zona uzgodnili, ze wezma to dziecko na wychowanie do Niemiec, obiecujac jej Guatemalskiej rodzinie, ze po otrzymaniu odpowiedniego wyksztalcenia odesla ja spowrotem do domu. W tym momencie przyszla II wojna swiatowa i obietnic nie dalo sie dotrzymac, a babcia wrocila w rodzinne strony dopiero po ponad 30 latach zycia. Razem ze swoim mezem pisarzem wydali ksiazke, ktora w latach 70' nosila miano prawie biblii hipisow. Ilustracje Nun z tej ksiazki rozeszly sie po prywatnych kolekcjach calego swiata. W rodzinnym domu pozostala juz tylko jedna oryginalna. Ale dosc o babci. Tak na prawde mieszkalismy u Zenona - chlopaka, ktory praktycznie cale swoje zycie spedzil w Guatemali, w tym hipisowskim zamku. Nic wiec dziwnego, iz wyrosl na dosc otwartego na swiat, fajnego, mlodego goscia. Spedzilismy razem z nimi kilka fantastycznych wieczorow, podczas ktorych bardzo udzielil nam sie klimat tego miejsca. Z miejsc, ktore odwiedzilismy nocujac u Zenona, a ktore warto opisac to punkt widokowy znajdujacy sie powyzej jedynego wysokiego hotelu obok  jaskini majow. Owa jaskinia okazala sie jednym wielkim smietnikiem. Az zal bylo patrzec, jak ludzie zbezczescili to miejsce, robiac sobie tam pewnie imprezki, pikniki, nie zadajac sobie trudu, by zabrac ze soba swoje smieci. Wszedobylskie smieci i brak jakiejkolwiek swiadomosci ekologicznej, to jest chyba najwiekszy problem w Ameryce lacinskiej i nie inaczej jest tu w Guatemali. Sama droga, waska sciezka, do tego mejsca, byla jedak bardzo przyjemna, choc troche meczaca, a po drodze nie widzielismy smieci. Bylo tak ladnie, gdyz jak sie okazalo, dotrzec do jaskini mozna tez bylo schodzac z gory, gdzie w oddali widzielismy droge i budynki. Piekne i latwo dostepne miejsca sa niestety zawsze skazane na przeistoczenie w jeden wielki smietnik,

Z Panajachel, lodka ruszylismy na drugi brzeg jeziora Atitlan, w kierunku San Marcos La Laguna. Miejsce to, jak sie juz wczesniej dowiadywalismy, mialo byc jednym z najladniejszych i najspokojniejszych w obrebie jeziora. Mieszka tam mnostwo hipisow, jogginow i rozniej masci tego typu alternatywnych przybyszow z calego swiata (glownie niemcow). Zamieszkalismy tam w najtanszym hosteliku "Pacha Mama" (25Q/osoba), gdzie w dosc prostym dormitorium z wyrafinowana elektryka (patrz zdjecie), przyszlo nam spedzic dwie kolejne noce. Mimo, iz moze nie wyglada, hostelik okazal sie bardzo przyjemnym miejscem z bardzo wygodnym lozkiem, ktore w polaczeniu z nasza moskitiera, okazalo sie idealne na relaks. Tak, jak juz wspomnielismy San Marcos to bardzo spokojna miejscowosc, z ktorej piechota mozna wybrac sie do wielu ciekawych miejsc, zarowno w gorach, jak i wzdloz jeziora. W gory sie nie wybralismy, gdyz trzeba zaplaic za przewodnika i nie ma sie gwarancji, ze nie zostaniemy obrabowani. W tych okolicach zyja bowiem ludzie ktorzy zyja tylko i wylacznie ze zbrojnego okradania turystow. Zdazylo sie to nawet wychowanemu tu Zenonowi, a ktorego kolega poza wszystkimi kosztownosciami stracil nawet buty. Taka opcja dla nas nie wchodzila w gre. Szwendalism sie zatem po okolicy blizej jeziora odwiedzajac inne mniejsze osady. Czas okazal sie swietny, gdyz bylismy tam w okolicach Bozego Ciala, ktore miejscowi indianie obchodza bardzo spektakularnymi procesjami. Na poczatku przez wiele godzin ukladany jest pewnego rodzaju przepiekny dywan z malowanych trocin i kwiatow, ktory nastepnie rozdeptywany jest przez kolorowa procesje. Klimat spokojnego San Marcos bardzo nam odpowiadal, jednak kilka rzeczy nas irytowalo. Po pierwsze by wejsc na skaly nieopodal trzeba zaplacic, czego oczywiscie nie zrobilismy, nie tylko z wrodzonego skapstwa Macieja, ale rowniez dla zasady. Jak mozna zawlaszczac sobie tak poprostu ladny kawalek brzegu. Niestety w tych okolicach to normalka. Nawet domy ozdobione pacyfkami, kolorowymi malunkami z reklamami kursow jogi i innych medytacji sa szczelnie poodgradzane plotami, a czasem nawet drutem kolczastym. Dochodzi nawet do sytuacji, ze idac sciezka wzdloz jeziora nie sposob go dojrzec przez niekonczace sie szpalery plotow gesto porosnietych tak, by nie daj boze nie zobaczyl nikt, ze za nimi jest piekne Atitlan. Obserwujac takich "Hipisow" marzylismy o posiadaniu sprzetu do ciecia metalu i zrobieniu tam anarchistycznej rewolucji. Jak tu sie nie dziwic niecheci miejscowych do bialych "gringo", ktorzy za pomoca pieniadza, jak kiedys za pomoca stali, zawlaszczyli sobie najpiekniejsze miejsca ich ziemi.

Z San Marcos, także lodzia, przedostalismy sie do San Pedro La Laguna. Miejscowosc ta jest troche bardziej turystyczna z duzo wieksza baza hostelowo hotelowa i wiekszym zgielkiem dosc duzej ilosci turysow. Zajdziecie tu tez dyskoteki i knajpy, ktorych w San Marcos nie uswiadczycie. Wyladowalismy tu w koszmarnej ulewie, dlatego tez zalezlo nam bardzo, by jak najszybciej zdobyc suchy dach nad glowa. Z pomoca przyszedl nam miejscowy sprzedawca artezaniow, takze uciekajacy przed deszczem, ktory polecil nam wspaniale miejsce noclegowe tuz obok wody za jedyne 20Q od osoby. Nie dosc ze placilismy o 5Q mniej niz w "Pacha Mamie", to jeszcze dostalismy wlasny czysciutki pokoik z lazienka, w ktorym krolowalo duze malzenskie loze, a zaraz przed drzwiami na tarasie stala kuchenka, na ktorej moglismy sobie do woli gotowac. W san Pedro spedzilismy takze dwa dni, podczas ktorych glownie szwendalismy sie po okolicy, podziwiajac przesliczny krajobraz jezora. Jednego takze dnia wypozyczylismy sobie kajak ostro sie wczesnej o niego targujac, ale na prawde warto bylo. Za jedyne 16Q moglismy bowiem poczuc sie jak starozytni Majowie, ktorzy setki lat temu przemierzali to mistyczne jezioro otoczone przez gory i wulkany w bardzo podobny sposob. Dodamy jeszcze tylko, ze wycieczke po jeziorze konczylismy sprintem uciekajac przed kolejna tropikalna burza, ktorej ciemne chmury, w polaczeniu z majestycznymi wulkanami, stworzyly widok, ktory dlugo pozostanie wyryty w naszej pamieci.














































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz