Peru to prawdziwa kopalnia niesamowitych miejsc i nie sposob odwiedzic je wszystkie. Postanowilismy wiec zdac sie na osobe, ktorej osady jak dotad nas nie zawiodly, i ktora poznala ten kraj na prawde dobre. Mowa tu o SYlvi - kobiecie, ktora spotkalismy w Ekwadorze, i o ktorej juz nie raz wspomnielismy. Polecila nam ona by udajac sie po drodze z Limy na poludnie odwiedzic pewne wyspy rodem z National Geographic. Opowiesci francuzki przypomnialy Maciejowi, ze ogladal kiedys program przyrodniczy opowiadajacy o wyspach zamieszkalych przez miliardy ptakow. A te wyspy to Islas Ballestas.
Jak sie tam dostac? My wzielismy autobus z Limy firmy "Flores", ktorej terminal miesci sie okolo 10 min piechota ze stacji metrubusu "Estacion Central". Tutaj wzielismy autobus do Pisco za 17 soli/osoba (autobusy jezdza od 6:00 rano, co 40 minut). Na miejscu bylismy po okolo 5 godzinach. Tam skusilismy sie po burzujsku na taksowke za 12 soli/kurs do ladnego turystycznego portu - Paracas.
W rozmowie z taksowkarzem dowiedzielismy sie, ze miasteczko jest bardzo bezpieczne i nie stanowi zadnego problemu rozbicie sie namiotem na jego plazy. Informacje te potwierdzila nam tez rozmowa z przemila pania z jednej z tamtejszych restauracji, tak wiec bez wahania po zmroku postawilismy swoj maly domek. Na plazy, przy wejsciu na molo postawiony jest toi-toi wyposazony nawet w wode i mydlo, z ktorego mozna korzystac bezplatnie, dopoki jakis chcity tubylec ie postanowil go zamknac nastepnego dnia. Nie zrazona tym faktem olka i tak go otworzyla, gdyz nie miala najmniejszego zamiaru placic 1 sola za korzystanie z jednego z wielu platnych szaletow.
Pierwsze lodzie motorowe w kierunku Islas Ballestas odplywaja o 8.00 rano. Normalna cena za wycieczke lodzia motorowa z przewodnikiem waha sie w granicach 30-40 soli/osobe. DO tego nalezy dodac oplate 5 soli/osoe za wstep do parku narodowego i 2 sole/osobe za cos jeszcze (prawdopodobnie wejscie do portu). My, jak to zawsze, targowalismy sie do upadlego, az wreszcie jedna z niezliczonych ilosci naganiaczek zdecydowala sie sprzedac nam wycieczke za 30 soli/osobe z wszystkim. Roznica polegala tylko na tym, iz taksowka (rowniez wliczona w cene) dojechalismy na drugi kraniec miasteczka do jednej z prywatnych przystani, gdzie juz czekala na nas wypchana turystami lodz motorowa. Zajelismy ostatnie miejsca z tylu, ktore, jak sie okazalo byly najlepszymi, gdyz mozna bylo z nich bez trudu robic zdjecia nie irytujac sie zaslaniajacymi obiektyw ludzmi. Dalismy troche ciala nie biorac ze soba kurtek, co wkrotce odczulismy zamarzajac, gdy tylko lodz przyspieszyla.
Droga do wysp trwa okolo pol godziny. Po drodze lodz zatrzymuje sie przy jednym z olbrzymich malowidel ludu "Nasca", wykonanym na jednym z pustynnych wzgorz. Po tym krotkim postoju lodz motorowa doplywa do wlasciwego celu wycieczki - Islas Ballestas.
Miejsce to wczesniej wykorzystywane bylo jako wielka "kopalnia" guano (ptasiej kupy), po ktorej zostala jeszcze reszta infrastruktury, teraz zamieszkala przez ptaki. Teraz jednak stanowi scisly rezerwat, na ktorym postawic stope moga tylko straznicy parku. Cala wycieczka polega po prostu na oplynieciu wysp bez schodzenia na lad. Juz plynac w kierunku wysp bylismy porazeni iloscia ptactwa przelatujacego nad naszymi glowami. Jednak nie bylismy przygotowani na to, co zobaczylismy na wyspach. Miliony, miliardy ptakow przeroznych gatunkow. Takiej skrzydlatej chmary nie widzielismy nigdy, nigdzie w zyciu i zrobila ona na nas piorunujace wrazenie. Wsrod ptakow, ktore moglismy tam zobaczyc byly: piquero, kormorany, mewy, pelikany, zarcillo, pingwiny i wiele wiele innych, ktorych nazw teraz nie potrafimy juz przytoczyc. Najbardziej jednak spodobaly nam sie lwy morskie co i rusz wylegujace sie leniwie na skalistych wyspach. Szczegolnie imponujaco prezentowaly sie olbrzymie samce otoczone swoimi haremami, glosnymi rykami zaznaczajace swoja dominacje.
Powiemy wam jeszcze cos na temat tej wyspy, o czym pewnie nie dowiecie sie z ust Krystyny Czubownej :) Mianowicie wali tam gownem jak jasna cholera, hehehe. No ale nie dziwota, gdy miliardy ptakow sra na tak malej powierzchni, a nikt tam po nich nie sprzata.
Cala wycieczka trwala okolo 2 godzinyi mimo, iz wydaje sie, iz jest to nie dlugo, z cala pewnoscia warta jest tych pieniedzy. A w ustach takich skapcow, jak my, to na prawde duza rekomendacja :)
Na koniec juz po zejsciu z lodzi na kamienistym brzegu obok przystani znajdujacej sie w towarzystwie willi miejscowych bogaczy, bylismy swiadkami dosc ciekawego zjawiska. Ocean wyrzucil tam na brzeg olbrzymie kolorowe meduzy, ktorych jak dotad nie spotkalismy na zadnej z odwiedzanych przez nas dotychczas plaz.
Teraz kilka tipow, jak tanio sie stad wydostac, dla tej niewielkiej liczby osob, ktore, tak jak my, pryzyly tu na wlasna reke, a nie, jak 90% turystow luksusowymi autobusami biur podrozy.
Wbrew pozorom nie jest to takie latwe i zajelo nam to ladnych pare chwil i kilkanascie odbytych rozmow, by to wszystko rozkminic. Musicie jednak wiedziec, ze kazdy tutaj, poczawszy od ulicznego sprzedawcy, na policjancie konczac, chce wyciagnac jak najwiecej z turystow i kazdy jest powiazany z jakims dostawca uslugi (w tym oczywiscie transportu).
Najtanszy sposob to za 2,50 soli/osoba colectivo dojechac do miejsca zwanego "cinco esquina" i przesiasc sie na nastepne colectivo za 1,50 sol/osoba do "cruce" - skrzyzowania, przez ktore przejezdzaja autobusy zmierzajace do miejscowosci Ica (ok. 4-5 soli/osobe). Ica jest to juz tak duze miasto, ze kazdy tu znajdzie transport w dogodne dla siebie miejsce i w dogodnym dla siebie przedziale cenowym. My ruszylismy za 40 soli/osobe do Arequipy firma TauroBus.
Jak sie tam dostac? My wzielismy autobus z Limy firmy "Flores", ktorej terminal miesci sie okolo 10 min piechota ze stacji metrubusu "Estacion Central". Tutaj wzielismy autobus do Pisco za 17 soli/osoba (autobusy jezdza od 6:00 rano, co 40 minut). Na miejscu bylismy po okolo 5 godzinach. Tam skusilismy sie po burzujsku na taksowke za 12 soli/kurs do ladnego turystycznego portu - Paracas.
W rozmowie z taksowkarzem dowiedzielismy sie, ze miasteczko jest bardzo bezpieczne i nie stanowi zadnego problemu rozbicie sie namiotem na jego plazy. Informacje te potwierdzila nam tez rozmowa z przemila pania z jednej z tamtejszych restauracji, tak wiec bez wahania po zmroku postawilismy swoj maly domek. Na plazy, przy wejsciu na molo postawiony jest toi-toi wyposazony nawet w wode i mydlo, z ktorego mozna korzystac bezplatnie, dopoki jakis chcity tubylec ie postanowil go zamknac nastepnego dnia. Nie zrazona tym faktem olka i tak go otworzyla, gdyz nie miala najmniejszego zamiaru placic 1 sola za korzystanie z jednego z wielu platnych szaletow.
Pierwsze lodzie motorowe w kierunku Islas Ballestas odplywaja o 8.00 rano. Normalna cena za wycieczke lodzia motorowa z przewodnikiem waha sie w granicach 30-40 soli/osobe. DO tego nalezy dodac oplate 5 soli/osoe za wstep do parku narodowego i 2 sole/osobe za cos jeszcze (prawdopodobnie wejscie do portu). My, jak to zawsze, targowalismy sie do upadlego, az wreszcie jedna z niezliczonych ilosci naganiaczek zdecydowala sie sprzedac nam wycieczke za 30 soli/osobe z wszystkim. Roznica polegala tylko na tym, iz taksowka (rowniez wliczona w cene) dojechalismy na drugi kraniec miasteczka do jednej z prywatnych przystani, gdzie juz czekala na nas wypchana turystami lodz motorowa. Zajelismy ostatnie miejsca z tylu, ktore, jak sie okazalo byly najlepszymi, gdyz mozna bylo z nich bez trudu robic zdjecia nie irytujac sie zaslaniajacymi obiektyw ludzmi. Dalismy troche ciala nie biorac ze soba kurtek, co wkrotce odczulismy zamarzajac, gdy tylko lodz przyspieszyla.
Droga do wysp trwa okolo pol godziny. Po drodze lodz zatrzymuje sie przy jednym z olbrzymich malowidel ludu "Nasca", wykonanym na jednym z pustynnych wzgorz. Po tym krotkim postoju lodz motorowa doplywa do wlasciwego celu wycieczki - Islas Ballestas.
Miejsce to wczesniej wykorzystywane bylo jako wielka "kopalnia" guano (ptasiej kupy), po ktorej zostala jeszcze reszta infrastruktury, teraz zamieszkala przez ptaki. Teraz jednak stanowi scisly rezerwat, na ktorym postawic stope moga tylko straznicy parku. Cala wycieczka polega po prostu na oplynieciu wysp bez schodzenia na lad. Juz plynac w kierunku wysp bylismy porazeni iloscia ptactwa przelatujacego nad naszymi glowami. Jednak nie bylismy przygotowani na to, co zobaczylismy na wyspach. Miliony, miliardy ptakow przeroznych gatunkow. Takiej skrzydlatej chmary nie widzielismy nigdy, nigdzie w zyciu i zrobila ona na nas piorunujace wrazenie. Wsrod ptakow, ktore moglismy tam zobaczyc byly: piquero, kormorany, mewy, pelikany, zarcillo, pingwiny i wiele wiele innych, ktorych nazw teraz nie potrafimy juz przytoczyc. Najbardziej jednak spodobaly nam sie lwy morskie co i rusz wylegujace sie leniwie na skalistych wyspach. Szczegolnie imponujaco prezentowaly sie olbrzymie samce otoczone swoimi haremami, glosnymi rykami zaznaczajace swoja dominacje.
Powiemy wam jeszcze cos na temat tej wyspy, o czym pewnie nie dowiecie sie z ust Krystyny Czubownej :) Mianowicie wali tam gownem jak jasna cholera, hehehe. No ale nie dziwota, gdy miliardy ptakow sra na tak malej powierzchni, a nikt tam po nich nie sprzata.
Cala wycieczka trwala okolo 2 godzinyi mimo, iz wydaje sie, iz jest to nie dlugo, z cala pewnoscia warta jest tych pieniedzy. A w ustach takich skapcow, jak my, to na prawde duza rekomendacja :)
Na koniec juz po zejsciu z lodzi na kamienistym brzegu obok przystani znajdujacej sie w towarzystwie willi miejscowych bogaczy, bylismy swiadkami dosc ciekawego zjawiska. Ocean wyrzucil tam na brzeg olbrzymie kolorowe meduzy, ktorych jak dotad nie spotkalismy na zadnej z odwiedzanych przez nas dotychczas plaz.
Teraz kilka tipow, jak tanio sie stad wydostac, dla tej niewielkiej liczby osob, ktore, tak jak my, pryzyly tu na wlasna reke, a nie, jak 90% turystow luksusowymi autobusami biur podrozy.
Wbrew pozorom nie jest to takie latwe i zajelo nam to ladnych pare chwil i kilkanascie odbytych rozmow, by to wszystko rozkminic. Musicie jednak wiedziec, ze kazdy tutaj, poczawszy od ulicznego sprzedawcy, na policjancie konczac, chce wyciagnac jak najwiecej z turystow i kazdy jest powiazany z jakims dostawca uslugi (w tym oczywiscie transportu).
Najtanszy sposob to za 2,50 soli/osoba colectivo dojechac do miejsca zwanego "cinco esquina" i przesiasc sie na nastepne colectivo za 1,50 sol/osoba do "cruce" - skrzyzowania, przez ktore przejezdzaja autobusy zmierzajace do miejscowosci Ica (ok. 4-5 soli/osobe). Ica jest to juz tak duze miasto, ze kazdy tu znajdzie transport w dogodne dla siebie miejsce i w dogodnym dla siebie przedziale cenowym. My ruszylismy za 40 soli/osobe do Arequipy firma TauroBus.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz