Opuscilismy wybrzeze Ekwadoru i udalismy sie w gory. Plan byl taki, by zwiedzic miasto Cuenca wraz z otaczajacym ja parkiem narodowym El Cajas, o ktorym slyszelismy, ze jest wiecej niz warty zobaczenia.
Jak zawsze towarzyszylo nam szczescie i znalezlismy w Cuence bardzo fajnego hosta, ktory zdecydowal sie nas przekimac. Jorge to 33-letni inzynier zajmujacy sie technologiami zwiazanymi z ochrona srodowiska i wykorzystywaniem odnawialnych zrodel energii. Mieszka on sam ze swoim psiakiem Chato (Smieszek), ktorym pod jego nieobecnosc codziennie sie zajmowalismy. Jak juz pisalismy Jorge okazal sie dla nas wiecej niz wspanialym gospodarzem. Nie bedziemy nawet wam opisywac w ilu rzeczach nam pomogl, za co pozostaniemy mu dozgonnie wdzieczni. Chlopak niestety ze wzgledu na swoja prace w ciagu tygodnia nie mogl spedzac z nami tyle czasu ile by chcial, jednak nasz wspolny wypad weekendowy wynagrodzil nam to z
Dzien nasz rozpoczal sie kacem po ubieglonocnej zakrapianej imprezie, dlatego Jorge postanowil zabrac nas na lokalna zupe, ktora miejscowi spozywaja jako remedium na kaca. Jest to gesta zupa rybna z duza iloscia cebuli, do ktorej wyciska sie duzo soku z limonek. Zaraz potem zabral nas swoim pick-upem do oddalonej od Cuenci o jakies 100km starozytnej osady, zwanej Inga Pirca, zamieszkalej poczatkowo przez miejscowy lud, a pozniej rozbudowanej przez inkow. Miejsce to moze nie wyglada jakos super imponujaco, jednak opowiesci przewodnika, ktoremu nie obca byla historia swoich przodkow, sprawily, iz wyprawa ta byla bardzo fascynujaca. Wstep 2$ - miejscowi, 3$ - studenci zagraniczni, 6$ - reszta gringo. Olka wlazla jako studentka :) .
Wracajac z wycieczki udalo nam sie wreszcie sprobowac potrawy, na ktora czailismy sie przez caly nasz pobyt w Ekwadorze, i o ktorej wspominali nam takze kolumbijscy znajomi - Cuy (swinka morska). Jorge, jako lokales, zabral nas do jednej z knajpek, specjalizujacych sie w pieczeniu tego zwierzecia. Nasluchalismy sie o tej potrawie tak duzo od przeroznych osob. Od kierowcow ciezarowek, ktore lapalismy na stopa, po ludzi zamieszkujacych zarowno gory, jak i doliny, wszyscy podkreslali, jaki to niesamowity smak. Jak dla nas miesko swinki morskiej nie jest niczym specjalnym i na prawde nie wiemy o co to cale halo, Jednak trzeba przyznac, ze zarowno na ruszcie, jak i na talerzu prezentuje sie fenomenalnie :) . Za obiad dla 3 osob z dodatkami zaplacilismy 12$. Przy okazji skusilismy sie takze na kawalek pieczonego prosiaka, ktory zalotnie usmiechal sie do nas z rusztu.
Jesli chodzi o samo miasto, to Cuenca jest naprawde ladna. Otoczona gorami, nie za duza, z ladna kolonialna zabudowa. Charakterystyczne dla tego miasta sa tez przecinajace je gorskie rzeki i strumienie, z ktorych jeden odwiedzlismy codziennie spacerujac z Chato. Z tego, co sie dowiedzielismy, miejscowy klimat upodobali sobie szczegolnie bogaci staruszkowie z Europy i Stanow, wybierajac to miejsce na swoja emeryture.
Najbardziej charakterystycznym miejscem w miescie jest jego centralny plac z przesliczna bazylika. Amatorzy spacerow w ogole odnajda w Cuence wiele ciekawych miejsc, sciezek i drozek, z ktorych najfajniejsze sa zawsze w bardzo ladnych parkach umiejscowionych wzdloz gorskich rzek. My, tak na prawde, przeszlismy pieszo prawie cale miasto, ale po wolutku. Mielismy tu bowiem dosc spore problemy ze zlapaniem oddechu, a Macieja nawet klulo serducho. Wszystko to spowodowane bylo nagla zmiana wysokosci. Przybylismy tu bowiem od razu znad morza, a Cuenca miesci sie na okolo 2500m n.p.m. Bole serca Macieja zaniepokoily go tak bardzo, ze nawet zdecydowal sie skorzystac z porady lekarskiej, ktora udalo nam sie uzyskac za darmo w miejscowym szpitalu zakonnym (San Martin de Porres Hospital).
Inna, niezbyt mila przygoda, ktora, koniec koncow, zaowocowala tym, ze zostalismy w Cuence troche dluzej, byly nasze przeboje z bankiem. Gdy zaopatrywalismy sie w wieksza ilosc dolarow na nasza dalsza droge po krajach Ameryki Poludniowej bank zablokowal nam karte. Na szczescie Alior Sync, z ktorego korzystamy, daje mozliwosc kontaktu z nimi poprzez internet, co sprawilo, ze odblokowanie karty nie kosztowalo nas nic, oprocz nerwow. Mimo wszystko kazdemu podroznikowi na to chcile szczerze polecamy Aliora, ktory tak na prawde w Polsce nie ma dla siebie konkurencji.
Podroznikom planujacm swoja podroz przez Ekwador do Peru stanowczo polecamy, by po drodze zahaczyli o Cuence, gdyz na prawde warto, a w szczegolnosci, gdy wezmiemy pod uwage fakt, ze stanowi wspaniale miejsce wypadowe do zwiedzenia El Cajas, o ktorym napiszemy w nastepnym poscie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz