Omara opuscilismy w poniedzialek. Byl to dosc specjalny poniedzialek, gdyz zaczynala sie Semana Santa (swiety tydzien wielkanocny). Mialo to taki efekt, ze wszystkie ceny w Mazunte podskoczyly o 100%, w tym tez miejsce noclegowe, do ktorego wczesniej obiecalismy sobie wrocic. Coz zrobic - zaplacilismy po 60 peso od osoby za noc i zostalismy tam 3 kolejne noce obcinajac racje zywnosciowe :) . Oczywiscie nie glodowalismy, tylko przerzucilismy sie na platki sniadaniowe i banany, lecz na obiad i tak chozilismy do pobliskiej najtanszej knajpki, gdyz w przeciwienstwie do poprzednich miejsc, pod namiotem na plazy nie mielismy mozliwosci gotowania.
Jak juz wczesniej wspominalismy plaza w Mazunte jest przepiekna. By nie mieszac, wszystkie zdjecia, ktore zobaczycie ponizej pochodza z Mazunte, zarowno z naszej jednodniowej wyprawy jak i opisywanych trzech dni. Dlaczego o tym wspominamy - gdyz klimat na plazy ulegl radykalnej zmianie podczas Semana Santa. Wczesniej bylismy jedynym namiotem rozbitym u naszych gospodarzy, a tym razem dzielilismy miejsce z wieloma turystami. Jesli mamy cos doradzic, to nie jedzcie tam w Semana Santa, lecz najlepiej w mniej zatloczonym okresie.
Mimo ogolnego zwiekszenia ilosci turystow idac w kierunku Punta Cometa dotarlismy na polecana przez Omara plaze o nazwie Mermejita. Tam na poczatku bylo kilku surferow, jednak pozniej przez nastepne pare godzin nie bylo nikogo. Rozni sie ona dosc znacznie od glownej plazy w Mazunte: kolorem piasku, ktory jest ciemno wulkaniczny, jest tylko jedno zacienione miejsce (ktore zajelismy :) ) i panuja tam duzo wieksze fale, prawdopodobnie przez to, iz jest ona dluzsza a brzeg jest bardziej plytki. Wykorzystujac rajska samotnosc wskoczylismy w ubranka Adama i Ewy, a Olka w koncu opalila cycki :) Uczucie kapieli na waleta w takich falach jest niesamowite i polecamy kazdemu.
Innego dnia zwiedzilismy pobliska zolwiarnie (miejsce gdzie mozna ogladac zolwie) - mam nadzieje, ze bez polskich liter skumaliscie o co nam chodzi. Miejsce jest w budowie i widac, ze za jakis czas bedzie na prawde swietne, Jednak na poczatku troszke sie zalamalismy ze wydalismy 35 peso/osobe za ogladanie zolwii w wannach. Jednak kierujac sie do wyjscia zauwazylismy duzy budynek, ktory okazal sie prawdziwym miejscem podziwiania tych wspanialych zwierzat w olbrzymich przeszklonych kontenerach. Ten ostatni budynek sprawil, ze jednak miejsce szczerze polecamy, a osoby, ktore moze beda zwiedzaly to miejsce jakis czas po nas eda mialy szczescie ogladac zolwie w jeszcze fajniejszych budynkach, ktore teraz sa w trakcie budow.
W ostatni dzien przed wyjazdem z Mazunte Olka nie czula sie zbut dobrze dlatego Maciej sam poszedl na Punta Cometa, ktore jest chyba najsliczniejszym miejscem w okolicy, a jakims cudem tam wczesniej nie trafilismy. Jest to skalne wzniesienie, z ktorego roztacza sie niesamowity widok na pobliskie plaze i ocean. To miejsce wywarlo na Macieju tak ogromne wrazenie, ze wieczorkiem, gdy Olka juz poczula sie dobrze i zaopatrzeni w piwka i banany oraz wszystko co potrzebne postanowilismy wybrac sie tam na wschod ksiezyca (na zachod slonca nie zdazylismy), ktory tego wieczoru byl w pelni i wyjatkowo czerwony. Wieczorem miejsce to takze jest urzekajace. Ze szczytu skaly rozposciera sie widok na klimatyczne swiatelka zapalane w plazowych knajpkach. Dosc mocno tam wieje, a do uszu dobiega dzwiek rozbijajacych sie fal o pobliskie skaly.
Jednym slowem - miejsce magiczne. Jesli bedziecie w okolicy musicie je odwiedzic.
Jak juz wczesniej wspominalismy plaza w Mazunte jest przepiekna. By nie mieszac, wszystkie zdjecia, ktore zobaczycie ponizej pochodza z Mazunte, zarowno z naszej jednodniowej wyprawy jak i opisywanych trzech dni. Dlaczego o tym wspominamy - gdyz klimat na plazy ulegl radykalnej zmianie podczas Semana Santa. Wczesniej bylismy jedynym namiotem rozbitym u naszych gospodarzy, a tym razem dzielilismy miejsce z wieloma turystami. Jesli mamy cos doradzic, to nie jedzcie tam w Semana Santa, lecz najlepiej w mniej zatloczonym okresie.
Mimo ogolnego zwiekszenia ilosci turystow idac w kierunku Punta Cometa dotarlismy na polecana przez Omara plaze o nazwie Mermejita. Tam na poczatku bylo kilku surferow, jednak pozniej przez nastepne pare godzin nie bylo nikogo. Rozni sie ona dosc znacznie od glownej plazy w Mazunte: kolorem piasku, ktory jest ciemno wulkaniczny, jest tylko jedno zacienione miejsce (ktore zajelismy :) ) i panuja tam duzo wieksze fale, prawdopodobnie przez to, iz jest ona dluzsza a brzeg jest bardziej plytki. Wykorzystujac rajska samotnosc wskoczylismy w ubranka Adama i Ewy, a Olka w koncu opalila cycki :) Uczucie kapieli na waleta w takich falach jest niesamowite i polecamy kazdemu.
Innego dnia zwiedzilismy pobliska zolwiarnie (miejsce gdzie mozna ogladac zolwie) - mam nadzieje, ze bez polskich liter skumaliscie o co nam chodzi. Miejsce jest w budowie i widac, ze za jakis czas bedzie na prawde swietne, Jednak na poczatku troszke sie zalamalismy ze wydalismy 35 peso/osobe za ogladanie zolwii w wannach. Jednak kierujac sie do wyjscia zauwazylismy duzy budynek, ktory okazal sie prawdziwym miejscem podziwiania tych wspanialych zwierzat w olbrzymich przeszklonych kontenerach. Ten ostatni budynek sprawil, ze jednak miejsce szczerze polecamy, a osoby, ktore moze beda zwiedzaly to miejsce jakis czas po nas eda mialy szczescie ogladac zolwie w jeszcze fajniejszych budynkach, ktore teraz sa w trakcie budow.
W ostatni dzien przed wyjazdem z Mazunte Olka nie czula sie zbut dobrze dlatego Maciej sam poszedl na Punta Cometa, ktore jest chyba najsliczniejszym miejscem w okolicy, a jakims cudem tam wczesniej nie trafilismy. Jest to skalne wzniesienie, z ktorego roztacza sie niesamowity widok na pobliskie plaze i ocean. To miejsce wywarlo na Macieju tak ogromne wrazenie, ze wieczorkiem, gdy Olka juz poczula sie dobrze i zaopatrzeni w piwka i banany oraz wszystko co potrzebne postanowilismy wybrac sie tam na wschod ksiezyca (na zachod slonca nie zdazylismy), ktory tego wieczoru byl w pelni i wyjatkowo czerwony. Wieczorem miejsce to takze jest urzekajace. Ze szczytu skaly rozposciera sie widok na klimatyczne swiatelka zapalane w plazowych knajpkach. Dosc mocno tam wieje, a do uszu dobiega dzwiek rozbijajacych sie fal o pobliskie skaly.
Jednym slowem - miejsce magiczne. Jesli bedziecie w okolicy musicie je odwiedzic.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz