sobota, 2 marca 2013

Villahermosa - Meksyk

Troche nas stresowalo to, jak dostaniemy sie do naszego nastepnego gospodarza.Problemem bylo znalezienie odpowiedniego, taniego autobusu. Te, ktore mozna znalezc w internecie naleza do ADO i sa strasznie drogie (ok 750 peso lub wiecej za osobe). Z pomoca jednak przyszedl Isaac, nasz nowy gospodarz, ktory jakims cudem znalazl dwa dworce, z ktorych odjezdzaja tanie autobusy. Ten, z ktorego jechalismy to La de la ruta 5 i znajduje sie na ulicy Avenida Miguel Hidalgo, przy skrzyzowaniu z Calle 3. W praktyce idac glowna Avenida Tulum (to ta, przy ktorej jest terminal ADO) dochodzimy w koncu do Avenidy Miguel Hidalgo i po 15m po lewej stronie ukaze nam sie zatoczka i bialy budynek, przed ktorym parkuje autobus - ot i caly dworzec. Nasz, ten do Villahermosy odjezdza raz dziennie o 16.00 a podroz trwa 14 godzin. Autobus wcale nie byl taki straszny, posiadam nawet kibelek, ale jak zawsze bylismy jedynymi obcokrajowcami, ktorzy z niego korzystali. Najwazniejsze jednak, ze kosztowal jedyne 300 peso od osoby :) 
W Villahermosa wyladowalismy o 6.00 rano, na jakiejs stacji benzynowej. Bylismy na to przygotowani przez Isaaca, ktory powiedzial, ze mamy stamtad wziac taksowke za max 25 peso do szpitala Hospital de la Mujeres, i tak zrobilismy. Kolejne miasto, kolejny raz po ciemku i kolejny raz liczymy na to, ze ktos po nas przyjdzie. Na szczescie Isaac zjawil sie po krotkiej chwili i zaprowadzil nas do swojego fajnego mieszkanka nieopodal. Po tym, jak sie wyspalismy, poznalismy przyjaciol i dziewczyne Isaaca, z ktorymi imprezowalismy, jak na sobote przystalo. 

Po krotce o miescie. Nie ma tu nic specjalnego, ale miasto jest calkiem przyjemne, nie ma za duzo zabytkow. Ot zwykle, sredniej wielkosci miasto, w ktorym nie spotkalismy ani jednego turysty. Jest to jednak bardzo fajne miejsce przesiadkowe, gdyz z miejscowego dworca i pobliskich ulic latwo znalezc tani transport do chocby Mexico City (ponoc za 300 pesos-24 godziny drogi), jednak my udajemy sie do San Cristobal de las Casas. 
Dzieki dziewczynie Isaaca zobaczylismy jak wygladaja typowe przedmiescia, gdyz tam wlasnie mieszka i zaprosila nas na niedzielny posilek, typowy dla regionu Campeche, ktory naazywany jest Chaya. Moglismy tez zobaczyc jak wyglada typowy, meksykanski dom z przedmiesc i przejsc sie ulica na ich wygnajewie. Z ciekawych rzeczy dotyczacych miejscowej fauny i flory - meksykanie hoduja papugi w klatkach lub poza nimi, przycinajac im skrzydla by nie uciekly. Prowincja Tabasco slynie tez z plantacji kakowcow. Jeden z owocow, jeszcze nie dojrzaly udalo nam sie z pomoca Isaaca ukrasc od sasiada i zobaczyc od srodka. 
Villahermosa okazala sie tez wspanialym miejscem wypadowym do dosc odleglego Palenque (dzieki Isaacowi wiedzielismy jak skorzystac z taniego transportu aby tam dojechac), o ktorym piszemy w nastepnym poscie.
Kolejnego dnia nasz gospodarz i jego  przyjaciele zrobili dla nas prawdziwa uczte, skladajaca sie z azteckiej zupy i typowych dla nich tortilli na drugie danie. Wszystko bylo pyszne i przyprawione nieznanymi dla nas wczesniej ziolami, w tym epazote. Cos, czego tak na prawde nie da sie porownac z innymi ziolami czy przyprawami.
Kolejny raz, mielismy ogromne szczescie trafiajac na niesamowitych ludzi.














Brak komentarzy:

Prześlij komentarz