środa, 24 kwietnia 2013

Ciudad Valles - Meksyk

Ciudad Valles to kolejne miasto, o ktorym dowiedzielismy sie od szczesliwie poznanych po drodze przyjaciol. O tej wyjatkowej czesci stanu San Luis Potosi wspominala nam juz Alexis w San Cristobal, a takze pozniej Gabi w Guanajuato. Juz wtedy wiedzielismy, ze na pewno tam wyladujemy. Cala ta okolica jest wyjatkowa, gdyz charakteryzuje sie roslinnoscia typowa dla dzungli, ktorej w tej czesci Meksyku sie nie spodziewalismy. Samego miasta Ciudad Valles za bardzo nawet nie zwiedzilismy, traktowalismy je jako znakomite miejsce wypadowe do okolicznych cudow, ktore udalo nam sie zobaczyc. Ale od poczatku:
Kolejny raz na dzien dobry najedlismy sie troche stresow, gdyz nasza gospodyni Claudia nie odpisywala nam na smsy, jednak nie przejmowalismy sie ta sytuacja tak, jak bysmy to zrobili na poczatku naszej podrozy. W pewnym momencie dochodzi sie do wniosku, ze i tak sobie zawsze poradzimy. Wszystko sie oczywiscie dobrze skonczylo, a Claudia okazala sie niesamowitym hostem, ktory po prostu sie troche spoznil z odebraniem nas z umowionego miejsca i zabraniem nas do swojego domu. Dostalismy swoj wlasny pokoik z wyjsciem na olbrzymi taras, jednak to nie byla najfajniejsza wiadomosc. Okazalo sie bowiem, ze Claudia zaplanowala juz dla nas najblizsze 3 dni, a plany te pokryly sie z tym, co chcielismy zwiedzic, a nawet wielokrotnie je przerosly. Nie spodziewalismy sie bowiem tego, ze przez caly nasz pobyt w Ciudad Valles bedziemy wozeni samochodem, co w znacznym stopniu zwiekszylo ilosc niesamowitych miejsc, ktore zdolalismy zobaczyc.

Nastepnego ranka, po przybyciu, skoro swit ruszylismy zwiedzac niesamowite wodospady, ktorych w okolicy jest dosc duzo. Slowo okolica jest moze troche nie na miejscu, gdyz dziennie robilismy po kilkaset kilometrow, a Claudia byla naszym nieocenionym przewodnikiem. Mielismy troche jednak pecha, gdyz miejsca, ktore zwiedzalismy nie wygladaly az tak niesamowicie, jak wygladaja normalnie, gdyz trafilismy na wyjatkowo sucha pore, i w miejscach, w ktorych normalnie byly olbrzymie wodospady moglismy podziwiac tylko male strumienie. Nie bylismy tym faktem jednak jakos bardzo zalamani, gdyz opisywane miejsca i tak byly bardzo urocze. Najbardziej zalamana faktem braku wody tak na prawde byla Claudia, gdyz bardzo chiala pokazac nam wszystko co najpiekniejsze w jej okolicy. Ostatnie miejsce odwiedzone przez nas tego dnia w pelni wynagrodzilo nam braki wody we wczesniejszych dwoch wodospadach. Miejscem tym byla Xilitla - zwariowany zamek, wybudowany posrodku dzungli wedlug wizji jednego ostro pojechanego szkota. Wiesc gminna niesie, iz plany tej basniowej budowli powstaly na skutek czestego zazywania miejscowych grzybkow halucynogennych przez rzeczonego szkota. Po tym co zobaczylismy mozemy tylko wnioskowac, ze miejscowe grzyby sa bardzo mocne :) Tak na prawde nie wiemy jak opisac ta budowle, gdyz wiele z jej elementow po prostu nie ma sensu, ale wygladaja przepieknie. Niesamowity klimat tego miejsca potegowany jest przez wspoltworzaca to miejsce dzungle oraz wodospady. Jesli mielibysmy do czegos to porownac to chyba cos pomiedzy zaczarowanym ogrodem i Alicja w Krainie Czarow ze szczypta narkotycznych wizji kilku slynnych artystow. Xilitla to chyba jeden z nielicznych przykladow, kiedy to narkotyki wplynely w pozytywny sposob na rozwoj calego regionu i miasta. Gdyby bowiem nie zamilowanie pana Edwarda Jamesa do halucynkow nie powstalaby ta wspaniala atrakcja turystycznea, na ktorej moga zarabiac wszyscy dookola.

Po Xilitli, o ktorej slyszelismy juz co nie co wczesniej, nie przypuszczalismy, ze w okolicy moze cos nas bardziej zachwycic. A jednak bardzo sie mylilismy. Nastepnego dnia bowiem z Claudia i dwojka jej przyjaciol wybralismy sie do Puenta de Dios. Jak zobaczylismy juz roztaczajacy z gory widok szczeki nam opadly. To miejsce mozna w najkrotszy sposob opisac jako raj na ziemii. W tym miejscu przyroda za pamoca wody z kilku miejscowych wodospadow stworzyla niesamowite skalne jeziorko, w ktorym, co najfajniejsze, mozna sie kapac. Woda wyplywajac wartkim strumieniem z tego zbiornika wodnego stworzyla siec niesamowitych jaskin, po ktorych plywalismy. Niesamowite jest to, iz jest w nich jasno. Woda jest bowiem tak krystalicznie czysta, ze przepuszcza promienie sloneczne na kilkanascie metrow w dol, a biala skala, ktora stanowi dno, w polaczeniu z promieniami slonecznymi tworzy niesamowita iluminacje. Niestety, jak wygladalo w tych podwodnych jaskiniach musicie nam zawierzyc na slowo, gdyz nie posiadamy sprzetu, ktory umozliwilby nam robienie tam zdjec. Ale chyba nawet sie z tego cieszymy, gdyz zamiast zastanawiac sie jak oddac to cale piekno w fotografiach, bawilismy sie tam jak dzieci. Na poczatku myslelismy, ze woda bedzie tam dosc zimna, dyz cale to miejsce zasilane jest gorskim wodospadem. Jednak jest to meksyk a w dzungli jest goraco. Woda miala na oko gdzies z 20 stopni i byla w sam raz. Przesiedzielismy taz kilka godzin i nawet nie wiemy jak nam minal czas. Z ciekawych rzeczy to ze wzgledu na to, iz bylo tam bardzo gleboko mozna bylo skakac z bardzo wysokich skal bez obawy o zarycie o dno. Maciej jak lokalesi stanal na czubku skaly i chyba 10 minut zastanawial sie, czy skoczyc z wysokosci ok 7 metrow. Z dolu, i jak to robia inni, wydaje sie to proste, a gdy patrzy sie z gory zaczynaja nasuwac sie watpliwosci i kupa rosnie. W koncu skoczyl a impakt uderzenia o tafle wody go szczerze zaskoczyl. Zaskoczyl nas tez fakt, iz pomimo dosc duzej liczby osob tam plywajacych widzielismy bardzo duzo rybek. Bardzo spodobalo nam sie tez rozwiazanie problemu zwiazanego z utrzymaniem sie na wodzie pomimo iz byl tam wartki nurt spowodowany wplywajacym z olbrzymia sila tam wodospadem. Poprowadzono przez srodek dwie krzyzujace sie liny, ktore pomagaly plywajacym w tym osobliwym jeziorku. Ciekawe bylo tez to, ze przed wejsciem do tego zaczarowanego miejsca mozna bylo wypozyczyc kamizelki ratunkowe, gdyz wielu meksykanow nie potrafi plywac. By dokonczyc opisu tego niesamowitego miejsca dodamy, iz wczesniej przez nas opisane jaskinie sa przeplywowe, a na wdugim ich koncu znajduje sie kolejny duzo mniejszy wodospadzik. Mimo, iz niepozorny, jego nurt jest bardzo potezny, o czyn na swoim pieknym tyleczku przekonala sie Ola, ktora probowala przez niego przejsc, a co skonczylo sie seria fikolkow i obiciem czterech liter :)
Jak do tej pory miejsce to jest najpiekniejszym i wywarlo na nas najwieksze wrazenie z wszystkich, jakie odwiedzilismy podczas calej naszej dotychczasowej podrozy. Zdjecia tego jednak pewnie nie oddadza, gdyz zarowno nie posiadamy tak dobrego sprzetu, jak i osoby, ktore mialy nas fotografowac nie stanely na wysokosci zadania.

Kolejny dzien okazal sie tez bardzo intensywny. Tego dnia naszym celem byly wodospady Cascadas de Minas Viejas. Nasza podroz dosc szybko sie zatrzymala na wojskowej blokadzie niedaleko za rogatkami Ciudad Valles. Zolnierze dosyc szybko i pobieznie nas przeszukali, lecz nie zrobilo to na nas specjalnego wrazenia, gdyz zdarzylo sie nam to juz wczesniej i przywyklismy. Armia meksykanska pelni bowiem funkcje policji i na tego typu blokadach stara sie wychwytywac przemytnikow broni i narkotykow. Jak sie dowiedzielismy, gdy maja dobry humor, tego typu przeszukanie trwa szybko i bezbolesnie. Na szczescie jak do tej pory trafialismy tylko na tych wesolych zolnierzy, ktorzy nie przypieprzaja sie do byle czego. Po kilkudziesieciu kilometrach podrozy przez przesliczne tereny La Huasteca Potosina trafila nam sie kolejna przygoda a mianowicie zlapalismy gume w Claudii terenowce, ktora jak sie okazalo nie posiada kola zapasowego ani lewarka. W miejscu feralnego zdarzenia okazalo sie, ze nie ma tez zasiegu telefonow komorkowych, wiec nie pozostalo nam nic innego, jak czekac na zmilowanie i zlapac stopa do najblizszego miasta. Udalo nam sie to bardzo szybko i po kilku minutach jechalismy juz na pace pick-upa, w kierunku cywilizacji. W pobliskim miasteczku, w ktorym takze nie bylo sygnaly komorkowego znalezlismy jedyny telefon na cala wies, z ktorego Claudia zadzwonila po ojca. Nastepna godzine spedzilismy na obserwacji sennie plynacego zycia w typowej, meksykanskiej, zabitej dechami dziurze. Gdy przyjechali rodzice Claudii z opona na zmiane Olka zdazyla juz wtranzolic loda a Macieja pogryzc komary. Jako facet postanowil tez pomoc ojcu Claudii wymienic opone. W tym miejscu pierwszy raz doszlo do spotkania Macieja z czerwonymi mrowkami. Te bestie z piekla rodem sa najbardziej krwiozerczymi owadami jakie w zyciu widzial. Swiadectwem tego sa jego nogi cale pokryte bablami. Ale coz bylo robic, opone trzeba bylo zmienic i jakos wspolnymi silami z tata Claudii udalo sie to zrobic i pojechalismy dalej. Wodospad w Minas Viejas w pelni wynagrodzil nam trudy dojazdu do niego. Nie jest on moze az tak zjawiskowo piekny jak Puenta de Dios, ale takze jest przesliczny. Z racji tego, ze dotarlismy do niego dosc pozno nie bylo tam praktycznie zadnych ludzi i jak w rajskim miejscu moglismy sobie tylko we dwoje plywac pod wodospadem. Nie ma tego zlego wiec, co by na dobre nie wyszlo.

Podsumowujac caly nasz pobyt w Ciudad Valles i zwiedzanie zielonej czesci stanu San Luis Potosi mozemy powiedziec krotko - jest to miejsce ktorego nie mozna ominac. Wprawdzie przed wyjazdem z Polski nic o tym regionie nie slyszelismy a informacji w j. polskim za duzo nie uswiadczycie, uwierzcie nam na slowo - w niektorych miejscach jest to raj na ziemii. Nie zobaczylibysmy tego jednak wszystkiego podrozujac tak, jak to mamy w zwyczaju autobusami i colectivo, gdyz odleglosci pomiedzy opisanymi przez nas wyzej miejscami sa na prawde duze. Wszystkie nasze przezycia zawdzieczamy naszej gospodyni Claudii i jej cudownej rodzinie, w ktorej domu czulismy sie bardzo swobodnie, a jazda z nia samochodem otworzyla przed nami mozliwosci, ktorych normalnie bysmy nie mieli.



















































1 komentarz: