niedziela, 21 kwietnia 2013

Matehuala i Real de Catorce - Meksyk

Matehuala to dosc duze miasto polozone posrodku pustkowi meksykanskiej pustyni. Wiekszosc osob, z ktorymi rozmawialismy na temat planow naszej podrozy odradzalo nam udac sie tam, gdyz miala byc to mala wiocha, w ktorej nic nie ma i w dodatku niebezpieczna. My jednak postanowilismy pojechac tam, gdyz byla dosc zmudna. Okazalo sie bowiem, iz jedyny autobus z Guanajuato do San Luiz Potosi (stolicy stanu, po drodze) odjezdzal o 17.30, i dla nas nie wchodzil w gre. Wymyslilismy jednak inny sposob, by tam sie dostac. A mianowicie wczesnie rano udalismy sie autobusem do Leon, skad zlapalismy kolejny do San Luiz Potosi (Flecha Amarilla-najtanszy mozliwy, ale zatrzymujacy sie doslownie wszedzie). Okazalo sie, ze bylismy jedynymi pasazerami, ktorzy wybrali ten autobus, by dostac sie z Guanajuato do San Luiz Potosi, a w pewnym momencie bylismy nawet jedynymi jego pasazerami. Pomimo, iz osoby dosiadajace sie do naszego zdezelowanego autobusu wygladaly czasami dosc groznie, cali i zdrowi, i bez zadnych przygod dotarlismy do San Luiz Potosi. Tutaj przesiedlismy sie na autobus jakby z innego swiata, w ktorego kazdym zaglowku siedzenia umieszczony byl dotykowy telewizor z grami, filmami i rozrywka do wyboru dla kazdego z pasazerow. Normalnie nie wybralibysmy tak komfortowego autobusu, jednak byla to jedyna opcja by dostac sie do Matehuali.
Jak juz wspomnielismy w relacji z Guanajuato, posypaly nam sie plany co do noclegu w Matehuali, gdyz jeden z dwoch miejscowych couchsurferow okazal sie, delikacje rzecz ujmujac, nie powazny, i po tym jak zgodzil sie nas przenocowac urwal z nami kontakt. Z pomoca jednak pryszedl nam Uriel i jego zona Mariel - drudzy z miejscowych couchsurferow, ktorzy zostawili nam wczesniej, w razie klopotow, swoj nr telefonu, ktorego nie omieszkalismy uzyc. Okazalo sie bowiem, iz autobus, ktory widnieje w internecie o 18.30 do Real de Catorce nie istnieje, a ostatni, ktory odjezdza o 17.30 juz odjechal. Chlopak odebral nas ze stacji swoim samochodem, skad udalismy sie na posilek do jego tesciow. Tam poczestowano nas miejscowymi przysmakami, skad z pelnymi brzuszkami udalismy sie do ich przytulnego domku.

Nastepnego dnia zaproponowali nam przejazdzke samochodem po okolicy. Musieli oni bowiem odwiedzic swoich klientow, porozrzucanych po wielu miasteczkach i wioskach w okolicy, a przy okazji mogli nam ja pokazac. Tego dnia przyjrzelismy sie pierwszy raz miejscowej pustyni, ktora wyglada zupelnie inaczej, niz kazdy by mogl to sobie wyobrazic. Jest ona bowiem porosnieta wieloma gatunkami roznej rozlinnosci, ktora potrafi przezyc w tym niegoscinnym klimacie. Najciekawszym miejscem, ktore odwiedzilismy tego dnia byla klimatyczna gorzelnia. Moglismy tam zobaczyc, jak od kilkudziesieci, o ile nie kilkuset lat, powstaje mezcal. Jedyna zmiana w procesie produkcji to zastapienie konia, poruszajacego olbrzymim walcem, prasujacym agawe, traktorem.
Zanim nabylismy butelke tegoz specjalu dane nam bylo sprobowac wszystkie jego rodzaje, od tych najdrozszych kilkunastoletnich po slabsze i duzo mlodsze. Trzeba nadmienic tu fakt, iz cala bimbrownie, wlacznie z degustacja, obejrzelismy za darmo, a jedyne pieniadze, jakie tam zostawilismy, to 100 peso, za ktore kupilismy litr mezcal (polowa ceny sklepowej).

Sama Matehuala wcale nie jest wioska, lecz dosc duzym miastem, jednak nie jest ona jakos niezwykle piekna. Ot i kosciol w centrum, ladny park i nic wiecej, ktore zobaczylismy tego wieczoru.

Naszym celem jednak byl Real de Catorce, jedno z Pueblos Magicos - magicznych miasteczek i wiosek, ktore po zaprzestaniu wydobycia srebra przeistoczyly sie w miejsca turystyczne. Udalismy sie tam nastepnego dnia samochodem z Urielem i jego zona, po drodze zatrzymujac sie na pustyni, by podziwiac kaktusy. Poczatek tej wysprawy uplynal nam pod znakiem bolu brzucha, jednak w samym Real de Catorce juz nam przeszlo i moglismy z duzym spokojem zwiedzac to piekne miasteczko i jego okolice. Dodac tu musimy, iz dzieki Urielowi i jego kolezance Arcoiris (tecza) mielismy gdzie spac. Dom Arcoiris okazal sie cudownym budynkiem, wykonanym w calosci z kamienia i drewna, zgodnie ze stylem panujacym w tym miasteczku od kilkuset lat. Przytlaczal on wrecz swoja wielkoscia i przestrzenia a w nocy wydawal sie wrecz upiorny. Tym bardziej, iz dziewczyna zostawila nas tam samych, sama udajac sie gdzie indziej.

Jak juz wspomnielismy, Real de Catorce to stare, pogornicze miasteczko, ktore, pomimo iz okres swojej wietnosci ma juz dawno za soba, nadal zachwyca swym pieknem. Wszystkie budynki wykonane sa z nieopodal wydobywanego kamienia, uliczki sa brukowane a same miasto polozone jest wysoko w gorach. Dostac sie do niego mozna tylko przez kilkukilometrowy tunel wydrazony w litej skale, bedacy pomostem miedzy miasteczkiem a cywilizacja. Klimatu miasteczku dodaje fakt, iz jednym z glownych srodkow transportu dla lokalnej spolecznosci sa konie, muly i osolki. W orebie miasta miesci sie tez bardzo stary cmentarz z przeslicznym kosciolkiem, malowniczo polozonym na zboczu gory. Klimat tam panujacy jest bardzo suchy. Jest to bowiem pustynia. Jednak za sprawa silnych wiatrow w wielu miejscach, ktore przeszlismy, nie odczuwalismy zaru intensywnych promieni slonecznych. Dopiero nastepnego dnia odczulismy to patrzac w lustro, jak czerwoni jestesmy, a przeciez nasza skora przyzwyczaila sie juz do slonca w Meksyku. Nie sposob pominac tez miejscowe smakolyki, ktorymi raczylismy sie cale dwa dni. Byly nimi gorditas - placki kukurydziane nadziewane fasola i serem lub tez roznego rodzaju miesami. Tanie i pyszne.
Poza przeslicznym miasteczkiem, tak na prawde zapiera dech miejscowy gorski krajobraz.
Tak wielu roznych ciekawych kolorow skal jeszcze nie widzielismy. Czasami wrecz musielismy zabrac ze soba jakis kamien by sprawdzic nastepnego dnia czy ta skala naprawde byla fioletowa. No i kaktusy ktore tu kroluja, z jednej strony surowe i kolczaste, z drugiej kwitnace w przesliczny sposob, w zaleznosci od rodzaju, i gatunku. Trudno to wszystko opisac. Trzeba tam byc i wczuc sie w klimat. Poczuc jednosc z natura jak chyba nam sie udalo.












































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz