O Guanajuato uslyszelismy juz jakis czas temu, ale dopiero poznanie Gabrieli w hostelu w Oaxace utwierdzilo nas, iz bedzie to jedno z miejsc, ktore na pewno odwiedzimy. Dziewczyna opowiedziala Maciejowi troche o tym miejscu i zostawila namiary do siebie by sie do niej odezwac, gdybysmy sie tam wybierali. Przypomnialo nam sie to w Meksyku, gdzie z naszego "przepastnego" notatnika wydobylismy kontakt do Gabi, a ona bardzo szybko nam odpisala, ze zaprasza nas do siebie. Podroz do Guanajuato nie trwala dlugo, niestety jednak byla dosc droga (wyjazd z Autobuses del Norte w Mexico D.F.). Jak to zawsze staramy sie czynic z terminalu autobusowego w Guanajuato wzielismy transport publiczny za jedyne 5 peso i dostalismy sie do centrum miasta pod Teatro Juarez, gdzie umowilismy sie z nasza nowa gospodynia. Juz sama podroz autobusem przez miasto zrobila na nas ogromne wrazenie. Centrum miasta jest bowiem polozone ponad bylymi szybami kopalnianymimi, ktore z powodzeniem zostaly przerobione na siec tuneli, ktore w cudowny sposob ulatwiaja przejazd przez miasto. Nigdy wczesniej nie widzelismy czegos takiego, a pomysl jest genialny w swojej prostocie. Wychodzac z tunelu schodkami na gore przed oczami ukazala nam sie przesliczna starowka miasta z przepieknym teatrem Juarez, na przeciwko ktorego znajduje sie niesamowity plac z charakretystycznie przycietymi na kancik koronami drzew. Po kilku chwilach czekania zjawila sie Gabi i zaprowadzila nas do swojego przytulnego mieszkanka, ktore dzieli z trzema kolezankami. Tu chcielismy zwrocic uwage, iz Guanajuato jest gorzystym miasteczkiem, a na nasze nieszczescie mieszkanko Gabi polozone jest dosc wysoko. niezle musielismy sie napocic, by z plecakami tam wejsc. Gabi okazala sie swietnym hostem oddajac nam nawet wlasny pokoj i lozko, gdy sama przeniosla sie do kolezanki. Powiedziala nam tez bardzo duzo o miescie, a w szczegolnosci o miejscach, ktore powinnismy odwiedzic.
Nastepnego dnia, prawie jak japonscy turysci postanowilismy ogarnac wszystkie dalsze zakatki miasta, ktore mielismy odwiedzic. Zaczelismy od wycieczki miejskim autobusem do Rayas - ruin, w ktorych roztacza sie piekny widok na cale miasto. Stamtad udalismy sie spowrotem do centrum, gdzie zlapalismy kolejny autobus w kierunku "mumias", by zobaczyc to slynne muzeum. Muzeum mumii zwalilo nas z nog. Trudno opisac uczucie, jakie towarzyszy czlowiekowi idacemu korytarzem, ze wszystkich stron otoczonemu przez zamumifikowane szczatki umarlych. Muzeum powstalo przy cmentarzu, ktorego ziemia ma specyficzne wlasciwosci bardzo szybkiej mumifikacji zwlok. Pozniej dowiedzielismy sie, iz miejsce na tutejszym cmentarzu wykupuje sie na piec lat i w sytuacji, gdy rodzina nieboszczyka nie wykupi mu dalszego spoczynku, prawo do ciala przejmuje miasto, a co za tym idzie - nieboszczyk moze stac sie eksponatem. Gdy dodamy do tego fakt, iz mumifikacja moze zajac jedyne piec lat, dochodzimy do wniosku, iz jest szansa, iz nasi znajomi z Guanajuato moga okiedys dwiedzic swoich ziomkow w muzeum. Najbardziej szokujacy jest fakt, iz oprocz zmumifikowanych zwlok doroslych, ekspozycja obejmuje takze mumie malutkich dzieci. Znajduje sie tu tez najmniejsza mumia na swiecie - jest to mumia noworodka wczesniaka, obok ktorego stoi mumia jego matki. Szokujace sa tez stare fotografie rodzinne rodzicow ze swymi dopiero co zmarlymi dziecmi oraz zdjecia calych rodzin obejmujace zarowno zywe jak i zmarle rodzenstwo. Posrod eksponowanych nieboszczykow podziwiac mozna mumie osob, ktorym sie zeszlo w przerozny sposob. I tak: mamy ludzi zastrzelonych, zadzganych, uduszonych, a wisienka na torcie jest kobieta, ktora pochowano zywcem. Lekarz bowiem omylkowo stwierdzil jej zgon. Muzeum to mozna lubic lub sie nim brzydzic, ale wydaje nam sie, ze trzeba je zobaczyc. Tym bardziej jesli posiada sie podrobione legitymacje studenckie, tak jak my i mozna to zrobic za pol ceny :)
Kontynuujac klimacik, z muzeum udalismy sie na pobliski cmentarz, ktory jest bardzo klimatyczny. Podobnie, jak na cmentarzu, ktory widzielismy w Cienfuegos na Kubie, i tutaj chowa sie ludzi zarowno w normalnych grobowcach ziemnych, jak i w scianie, bedacej jednoczesnie murem otaczajacym cmentarz. Cmentarz miesci sie na wzgorzu, a sprzed niego roztacza sie rowniez dosc ladna panorama miasta.
Udajac sie do domku Gabi zahaczylismy jeszcze o polecone przez nia muzeum Don Quijote. Dowiedzielismy sie bowiem, iz Guanajuato, niewiadomo dlaczego, stalo sie miastem tego blednego rycerza i na kazdym kroku mozna to odczuc za sprawa rzezb i podobizn glownego bohatera ksiazki Hernandeza. Samo muzeum udalo nam sie takze odwiedzic w wersji "student", pol darmo 10 peso/osobe. Z poczatku wydawalo sie byc malutkie, tak na prawde jednak az tak male nie jest. Zebrano w nim dosc duza kolekcje dziel sztuki poswieconych Don Quijote. Bardzo nam sie podobalo i polecamy muzeum kazdemu odwiedzajacemu Guanajuato.
Wieczor postanowilismy spedzic na spacerze po centrum miasta. Guanajuato jest bowiem bardzo bezpiecznym i klimatycznym miasteczkiem. Dzieje sie tak prawdopodobnie na skutek tego, iz jest to miasto nie tylko turystyczne, ale w glownej mierze studenckie, tetniace zyciem po zmroku. My, jak to w naszym zwyczaju, wybralismy przesliczne lawki starego miasta, a nie zatloczone knajpy.
Nastepny dzien poswiecilismy na dokladniesze zwiedzanie centrum miasta, olecz spokojniej, gdyz wieczorem Gabi zabierala nas do swojego Uniwersytetu, na ktorego dachu znajduje sie obserwatorium astronomiczne. Tam, dzieki uprzejmosci wykladowcow, po krotkim wykladzie na temat gwiazd moglismy je zobaczyc za pomoca ichniejszego teleskopu. Gwiazdy jak gwiazdy, ale tak przyblizony ksiezyc zroil na nas duze wrazenie. Tutaj takze pierwszy raz udalo nam sie zobaczyc saturna w pelnej krasie, wraz ze swoimi pierscieniami i satelitami. Po wizycie w obserwatorium udalismy sie wraz z paczka znajomych Gabi do miejscowej knajpki, gdzie probowalismy mezcal o smaku miodowym - nic szczegolnego. Wieczor skonczylismy na domowce u ich znajomych. Tak na prawde domowka trudno to nazwac, gdyz impreza byla na tarasie, ktory wlasciwie byl chyba dachem domu, a zjawilo sie na niej kilkadziesiat osob. Tutaj lepiej poznalismy Liz - wspollokatorke Gabi, co poskutkowalo tym, iz moglismy zostac w Guanajuato, w ich mieszkanku o jedna noc dluzej. Mielismy bowiem problem, gdyz, jak to bywa w podrozy, nasze plany odnosnie nastepnego miejsca sie posypaly, a Gabi wyjezdzala z miasta i o maly wlos stali bysmy sie bezdomni.
Sponsorem kolejnego dnia byl olbrzymi kac i bol glowy po goraczce poprzedniej nocy. Mimo beznadziejnego samopoczucia udalo nam sie jednak wejsc na szczyt, na ktorym znajduje sie Monumento al Pipila, skad roztacza sie przesliczny widok na cale miasto. Mozna tam tez wjechac kolejka, ale oczywiscie biedni "mochileros", nawet na kacy wybrali wersje meczaca lecz darmowa, wspinajac sie ciasnymi uliczkami na sam szczyt. Tego dnia wybralismy sie tez do kosciola, w ktorym odbywalo sie wesele, a Maciejowi udalo sie upolowac kolejnego Jezuska, tym razem w wersji zombi, ktorego artysta postanowil wyrzezbic z kosciami na wierzchu.
Nastepnego dnia, prawie jak japonscy turysci postanowilismy ogarnac wszystkie dalsze zakatki miasta, ktore mielismy odwiedzic. Zaczelismy od wycieczki miejskim autobusem do Rayas - ruin, w ktorych roztacza sie piekny widok na cale miasto. Stamtad udalismy sie spowrotem do centrum, gdzie zlapalismy kolejny autobus w kierunku "mumias", by zobaczyc to slynne muzeum. Muzeum mumii zwalilo nas z nog. Trudno opisac uczucie, jakie towarzyszy czlowiekowi idacemu korytarzem, ze wszystkich stron otoczonemu przez zamumifikowane szczatki umarlych. Muzeum powstalo przy cmentarzu, ktorego ziemia ma specyficzne wlasciwosci bardzo szybkiej mumifikacji zwlok. Pozniej dowiedzielismy sie, iz miejsce na tutejszym cmentarzu wykupuje sie na piec lat i w sytuacji, gdy rodzina nieboszczyka nie wykupi mu dalszego spoczynku, prawo do ciala przejmuje miasto, a co za tym idzie - nieboszczyk moze stac sie eksponatem. Gdy dodamy do tego fakt, iz mumifikacja moze zajac jedyne piec lat, dochodzimy do wniosku, iz jest szansa, iz nasi znajomi z Guanajuato moga okiedys dwiedzic swoich ziomkow w muzeum. Najbardziej szokujacy jest fakt, iz oprocz zmumifikowanych zwlok doroslych, ekspozycja obejmuje takze mumie malutkich dzieci. Znajduje sie tu tez najmniejsza mumia na swiecie - jest to mumia noworodka wczesniaka, obok ktorego stoi mumia jego matki. Szokujace sa tez stare fotografie rodzinne rodzicow ze swymi dopiero co zmarlymi dziecmi oraz zdjecia calych rodzin obejmujace zarowno zywe jak i zmarle rodzenstwo. Posrod eksponowanych nieboszczykow podziwiac mozna mumie osob, ktorym sie zeszlo w przerozny sposob. I tak: mamy ludzi zastrzelonych, zadzganych, uduszonych, a wisienka na torcie jest kobieta, ktora pochowano zywcem. Lekarz bowiem omylkowo stwierdzil jej zgon. Muzeum to mozna lubic lub sie nim brzydzic, ale wydaje nam sie, ze trzeba je zobaczyc. Tym bardziej jesli posiada sie podrobione legitymacje studenckie, tak jak my i mozna to zrobic za pol ceny :)
Kontynuujac klimacik, z muzeum udalismy sie na pobliski cmentarz, ktory jest bardzo klimatyczny. Podobnie, jak na cmentarzu, ktory widzielismy w Cienfuegos na Kubie, i tutaj chowa sie ludzi zarowno w normalnych grobowcach ziemnych, jak i w scianie, bedacej jednoczesnie murem otaczajacym cmentarz. Cmentarz miesci sie na wzgorzu, a sprzed niego roztacza sie rowniez dosc ladna panorama miasta.
Udajac sie do domku Gabi zahaczylismy jeszcze o polecone przez nia muzeum Don Quijote. Dowiedzielismy sie bowiem, iz Guanajuato, niewiadomo dlaczego, stalo sie miastem tego blednego rycerza i na kazdym kroku mozna to odczuc za sprawa rzezb i podobizn glownego bohatera ksiazki Hernandeza. Samo muzeum udalo nam sie takze odwiedzic w wersji "student", pol darmo 10 peso/osobe. Z poczatku wydawalo sie byc malutkie, tak na prawde jednak az tak male nie jest. Zebrano w nim dosc duza kolekcje dziel sztuki poswieconych Don Quijote. Bardzo nam sie podobalo i polecamy muzeum kazdemu odwiedzajacemu Guanajuato.
Wieczor postanowilismy spedzic na spacerze po centrum miasta. Guanajuato jest bowiem bardzo bezpiecznym i klimatycznym miasteczkiem. Dzieje sie tak prawdopodobnie na skutek tego, iz jest to miasto nie tylko turystyczne, ale w glownej mierze studenckie, tetniace zyciem po zmroku. My, jak to w naszym zwyczaju, wybralismy przesliczne lawki starego miasta, a nie zatloczone knajpy.
Nastepny dzien poswiecilismy na dokladniesze zwiedzanie centrum miasta, olecz spokojniej, gdyz wieczorem Gabi zabierala nas do swojego Uniwersytetu, na ktorego dachu znajduje sie obserwatorium astronomiczne. Tam, dzieki uprzejmosci wykladowcow, po krotkim wykladzie na temat gwiazd moglismy je zobaczyc za pomoca ichniejszego teleskopu. Gwiazdy jak gwiazdy, ale tak przyblizony ksiezyc zroil na nas duze wrazenie. Tutaj takze pierwszy raz udalo nam sie zobaczyc saturna w pelnej krasie, wraz ze swoimi pierscieniami i satelitami. Po wizycie w obserwatorium udalismy sie wraz z paczka znajomych Gabi do miejscowej knajpki, gdzie probowalismy mezcal o smaku miodowym - nic szczegolnego. Wieczor skonczylismy na domowce u ich znajomych. Tak na prawde domowka trudno to nazwac, gdyz impreza byla na tarasie, ktory wlasciwie byl chyba dachem domu, a zjawilo sie na niej kilkadziesiat osob. Tutaj lepiej poznalismy Liz - wspollokatorke Gabi, co poskutkowalo tym, iz moglismy zostac w Guanajuato, w ich mieszkanku o jedna noc dluzej. Mielismy bowiem problem, gdyz, jak to bywa w podrozy, nasze plany odnosnie nastepnego miejsca sie posypaly, a Gabi wyjezdzala z miasta i o maly wlos stali bysmy sie bezdomni.
Sponsorem kolejnego dnia byl olbrzymi kac i bol glowy po goraczce poprzedniej nocy. Mimo beznadziejnego samopoczucia udalo nam sie jednak wejsc na szczyt, na ktorym znajduje sie Monumento al Pipila, skad roztacza sie przesliczny widok na cale miasto. Mozna tam tez wjechac kolejka, ale oczywiscie biedni "mochileros", nawet na kacy wybrali wersje meczaca lecz darmowa, wspinajac sie ciasnymi uliczkami na sam szczyt. Tego dnia wybralismy sie tez do kosciola, w ktorym odbywalo sie wesele, a Maciejowi udalo sie upolowac kolejnego Jezuska, tym razem w wersji zombi, ktorego artysta postanowil wyrzezbic z kosciami na wierzchu.
Podsumowujac, Guanajuato jest slicznym miejscem, ktorego nie wolno pominac zwiedzajac Meksyk. Polaczenie starej zabudowy i ciekawych muzeow z uciechami miasta studenckiego czynia to miasto wyjatkowym. Bardzo podobala nam sie tez kolorystyka miasteczka, a mianowicie wiekszosc domow, polozonych malowniczo na wzgorzach jest pomalowanych na przerozne kolory, co sprawia, iz panorama miasta prezentuje sie przeslicznie i wesolo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz