środa, 5 czerwca 2013

Guatemala City - Guatemala

Do stolicy Guatemali udalismy sie troszke z dusza na ramieniu. Bylo tak za sprawa opowiesci roznych napotkanych przez nas wczesniej osob, jak i informacji w internecie o tym, jakie to niebezpieczne miasto. Nie pomogl takze nasz host - Rudhy, ktory wybierajac miejsce, gdzie zechcialby nas odebrac, co chwile zmienial zdanie, twierdzac, iz wszystkie nasze propozycje znajduja sie w dzielnicach wyjatkowo niebezpiecznych. Suma sumarum umowilismy sie z nim przed centrum handlowym i hotelem "Tikal Futura", obok ktorego przejezdzal nasz wesoly, kolorowy autobusik. O miejscu tym uslyszelismy tylko od wlascicielki hostelu w Antigle i nie mielismy pojecia, ze ma kilka wejsc. Troszke sie stresowalismy, ze nas nie znajdzie, jednak jak zawsze wszystko dobrze sie skonczylo i po kilkudziesieciu minutach oczekiwania zobaczylismy naszego hosta. W tym momencie nie zdawalismy sobie nawet sprawy z jak obrzydliwie bogatym czlowiekiem przyjdzie nam mieszkac. Jednak w momencie, gdy zobaczylismy jego dom, zrozumielismy, ze zamieszkamy w niewyobrazalnych dla nas luksusach. Po pierwsze, pierwszy raz, jakikolwiek host dysponowal wlasna gosposia. Juz na wstepie Rudhy zaznaczyl, iz bedzie ona prac i gotowac dla nas codziennie, co bylo dla nas dosc niezreczna sytuacja. Byscie zrozumieli nasze polozenie musimy teraz w kilku zdaniach opisac naszego gospodarza.
Jest on synem pary Japonsko - Chinskich multimiliarderow zarzadzajacych niezliczona iloscia przedsiebiorstw rozlokowanych po calym swiecie. Cala ta olbrzymia korporacje zalozyl dziadek kilkadziesiat lat temu w Indonezji. Zaczynali od przemyslu spozywczego, jednak teraz glownie zajmuja sie produkcja przemyslowa, w tym, w szczegolnosci, motoryzacja. Posiadaja kilka fabryk takich marek jak Volvo, Suzuki, VolksWagen, Honda itd.
Rudhy, jako mlodzieniec dorastal w olbrzymiej Jakarcie, gdzie, jak mowi, nauczyl sie prowadzic samochod, jak swir. Wyksztalcenie prawnicze odebral w Niemczech i Holandii, a doktorat z bankowosci zrobil w USA. Jest on wiec, jak widzicie, obywatelem swiata. Na jego niesamowita osobowosc nie wplynelo jednak tylko i wylacznie olbrzymie bogactwo rodziny i wielokulturowe wychowanie. Olbrzymie znaczenie miala dla niego jego byla zona, ktora przez wiele lat opiekowal sie kiedy chorowala na stwardnienie rozsiane. Wielokrotnie nam powtarzal, ze byla to najwspanialsza osoba, jaka kiedykolwiek poznal, a malzenstwo z nia w duzej mierze uksztaltowalo go jako czlowieka. Po jej smierci, nie mogac sobie ze soba poradzic, postanowil zostawic cale to bogactwo zostajac mnichem w chinach.  W ten sposob minely 2 lata jegoo zycia. Nawet po powrocie do cywilizacji nie potrafil do konca zapomniec o swojej bylej zonie, dlatego postanowil uciec w prace. Takze obecne miejsce zamieszkania - Gwatemale, wybral tak, by byc jak najdalej od miejsc, ktore mu ja przypominaly. Tutaj, jak opowiadal, spotykal sie z wieloma kobietami, jednak wszystkie te znajomosci okazaly sie puste i oparte tylko i wylacznie na checi tych kobiet zdobycia jego pieniedzy. Tu w Guatemali udalo mu sie jednak poznac osobe, ktora w duzej mierze odmienila jego smutne zycie. Chlopaka o imieniu Christof, ktory z przyjaciela stal sie jego partnerem (slub w Holandii planuja na listopad tego roku).
Koronnym mottem zyciowym Rudhyego, jakim nas zarazil jest stwierdzenie, iz tak na prawde wiekszosc ludzi na swiecie jest dobrych. Stosuje on, zarowno w zyciu prywatnym, jak i w biznesie, zasade 95% / 5%. Uwaza on, iz 95% rzeczy, ktore nam sie przytrafia, osob ktore poznajemy, szans biznesowych w zyciu, jest dobrych, a pozostale 5% to po prostu "cost of life" (cena zycia). Glupota bowiem jest z obawy przed tymi 5% stracic okazje na te pozostale 95%.

Ale wrocmy do Guatemali - miejsca, w ktorym w sumie przez tydzien przyszlo nam mieszkac i podziwiac. Miasto bardzo nas zaskoczylo. Spodziewalismy sie dosc duzej, ale niezbyt mocno rozwinietej metropolii. W Europie panuje bowiem przekonanie, iz Guatemala to kraj trzeciego swiata. Bardzo sie jednak zdziwilismy obserwujac ta nowoczesna prawie 2mln stolice. Ze wzgledu na duze trzesienie ziemi ktore czesciowo zniszczylo centrum miasta jakis czas temu postanowiono wybudowac zuplnie nowe, drugie centrum. Rozni sie ono w znacznym stopniu od tego starego przepychem i poziomem bezpieczenstwa, jednak nam przypadlo do gustu duzo bardziej to stare, choc w nocy, dla wlasnego dobra nie polecamy tam spacerow. Bardzo nam spodobala sie typowa dla tej czesci swiata kolonialna zabudowa z Palacio Nacional de la Cultura na czele. Rudhy przewiozl nas tez po calym centrum w nocy, gdzie zza przyciemninych szyb jego wypasionego samochodu, udajac mafiozow, spokojnie moglismy je podziwiac. Bylo pieknie, jednak swiadomosc, ze kazdy z niezliczonej masy mijanych penerow posiada bron, mrozila troche krew w zylach.
Zwiedzanie z Rudhym w zaden sposob nie przypominalo tego, jak robilismy to sami. Poza podziwianiem przeslicznych budynkow raczylismy sie deserami, koktajlami, obiadami. Przez caly okres pobytu u niego nie poczulismy ani razu glodu, a nasze brzuchy zostaly rozepchane do granic mozliwosci. Ile bysmy nie zjedli to nie moglismy sie i tak powstrzymac by nie probowac kolejnych potraw. Tak na prawde gdyby wziac do kupy nasze dotychczasowe 4-miesieczne wydatki na jedzenie stanowilyby one tylko ulamek ceny potraw, ktorymi raczylismy sie w tym burzujskim tygodniu.

Stolice Guatemali zapamietamy nie tylko jako nowoczesne miasto z przeslicznymi budynkami, ale takze jako miejsce gdzie poznalismy bardzo ciekawych ludzi. Poza opisanym juz wyzej naszym hostem mielismy szczescie poznac takze jego kolege - Mauricio, z Salwadoru, ktory, tak jak my, przez jakis czas goscil u Rudhyego. Dzieki niemu bardzo poprawilismy sie w hiszpanskim, gdyz to glownie w tym jezyku sie komunikowalismy. Udalo nam sie tez blizej poznac Salwador, ktory, takze na skutek jego opowiesci, postanowilismy dosc szybko minac w przyszlosci. To, co Mauricio opowiedzial o swojej ojczyznie i realiach zycia tam panujacych dosc powaznie nami wstrzasnelo. Pomimo, iz w Salwadorze mieszka prawdopodobnie zdecydowana wiekszosc tak wspanialych ludzi, jak Mauricio, garstka bandytow sprawila, iz w tym kraju nie da sie normalnie funkcjonowac. Kazdy tam posiada bron i prawie kazdy stracil kogos bliskiego. Mamy tylko ogromna nadzieje, ze kiedys to sie wreszcie zmieni i bedziemy mogli odwiedzic naszego nowego przyjaciela w jego wlasym domu bez obawy o wlasne zyie.

Druga niesamowicie ciekawa osoba, ktora poznalismy w domu Rudhyego byl Nate - mlody amerykanski chlopak z Arizony. Byl on pierwszym mormonem, ktorego dane nam bylo w zyciu poznac. Potrafil on w sposob nienahalny i bardzo ciekawy wytlumaczyc nam, na czym polega jego religia. Spedzil on az 2 lata jako misjonarz w Wenezueli, a teraz postanowil, tak jak my, zwiedzic Ameryke Centralna. Z tym malym wyjatkiem, iz on po miesiacu wroci do domu, a my ruszymy dalej w kierunku Ameryki Poludniowej.
Z perspektywy czasu wiemy, jak bardzo wyjatkowym czlowiekiem jesy Nate, gdyz nasze dalsze doswiadczenia z czlonkami jego wyznania juz nie byly tak fascynujace, a jego wspolwyznawcy przypominali bardziej nahalnych swiatkow Jehowy, niz fascynujacych ludzi pokroju naszego amerykankiego przyjaciela.

Wyjechalismy z Guatemali jako ludzie duzo bogatsi. Nie finansowo, lecz duchowo. Dzieki spotkanym przez nas tam przyjaciolom patrzymy na zycie troche inaczej, za co z calego serca im dziekujemy.













Brak komentarzy:

Prześlij komentarz