czwartek, 14 lutego 2013

Cienfuegos - Kuba

Jak zawsze na Kubie wyruszylismy skoro swit. jest to o tyle dobry sposob podrozowania, ze o wiele latwiej znalezc transport razem z ludzmi jadacymi do pracy. O 6 rano mielismy camion z Trinidadu, za ktory znow przeplacilismy bo powinien kosztowac 1 CUC a gosciu zgolil od nas 3. Jednak w porownaniu z normalnymi turystycznymi srodkami transportu, jak zawsze jest to duzo, duzo taniej. Tak wiec nie przejmujac sie przeplacilismy i pojechalismy. W Cienfuegos bylismy po 2 godzinach drogi nasza pierwsza ciezarowka. Wczesniej widzielismy ich bardzo duzo ale z zadnej nie udalo nam sie skorzystac.

Dzien 1:
Tak wiec w walentynki wyladowalismy w kolejnym przeslicznym, kolonialnym miescie. Nasza casa, polecona przez naszych poprzednich gospodarzy okazala sie uroczym pokoikiem z lazienka i wielkim malzenskim lozem w kolorze czerwonym, co juz na wstepie pozwolilo nam wczuc sie w atmosfere walentynek, o ktorych kompletnie zapomnielismy, bo na Kubie nie obchodzi sie walentynek tylko dia de amore, ktore jak sie pozniej dowiedzielismy nie jest tylko dedykowane zakochanym, ale rowniez milosci do rodzicow, dzieci etc. 
W Cienfuegos odnalezlismy ukochane przez nas fast-foody, ktorych tak nam brakowalo w Trinidadzie. Obrzeralismy sie tutaj glownie pizzami za 10 peso nacional i najsmaczniejszymi lodami jakie znalezlismy na Kubie, ktore przypominaly nam te, ktore mozna bylo kupic w Polsce w dziecinstwie. 
Cienfuegos zaskoczylo nas tym jak bardzo ladnie jest odnowione. Centralny plac - park, otoczony cudownymi kolonialnymi budynkami robi naprawde wielkie wrazenie. Wieczorkiem wbilismy sie na swietny koncert za darmo do dosc wyrafinowanej knajpki, gdzie nie zamawiajac nic (ceny jak dla nas z kosmosu) sluchalismy wystepow niesamowitej kubanskiej kapeli. Potem poszlismy sie przejsc wzdloz najdluzszej aleji miasta, w poszukiwaniu Palacio de Valle, ktorego ostatecznie nie znalezlismy, ale napotkane po drodze niesamowite palacyki przerobione na luksusowe wille i hotele wynagrodzily nam wieczorny spacer. 

Dzien 2:
Nastepnego dnia, juz po rozmowie z nasza gospodynia poszlismy raz jeszcze szukac Palacio de Valle, ktory okazal sie byc 5m dalej od miejsca, w ktorym poprzedniego wieczoru stwierdzilismy, ze nie warto dalej isc, bo pewnie nic tam nie ma. Palacio de Valle to podobno najpiekniejszy budynek na Kubie, wybudowany za jakies kosmiczne pieniadze przez jakiegos barona cukrowego. Stanowi dosc wyjatkowe polaczenie roznych stylow. W palacyku miesci sie teraz restauracja, a na samej gorze bar z widokiem na morze, ktorego nie omieszkalismy ominac. W tak niesamowitym miejscu nie moglismy sie powstrzymac i strzelilismy sobie mojito i pinacolade.
Kolejnym miejscem, ktore odwiedzilismy tego ndia byl cmetarz Cemeterio de la Reina (cmetarz krolowej). Miesci sie on na obrzerzach miasta i dosc trudno do niego trafic. Jednak warto sie tam wybrac. Pomimo, ze jest on dosc mocno nadgryziony zebem czasu robi duze wrazenie. Mielismy szczescie, ze oprowadzila nas po nim kubanka pracujaca jako konserwator zabutkow. Okazalo sie, ze to co czytalismy o tym cmentarzu w internecie jest totalna bzdura. Mial byc on ponoc tak zaniedbany z racji tego, iz spoczywac tam mieli hiszpanscy zolnierze walczacy z miejscowa ludnosci. Tymczasem okazal sie on miejscem spoczynku najznakomitszych obywateli miasta z czasow jego swietnosci. To od niej sie dowiedzielismy, ze Cienfuegos szczyci sie tym, ze jako jedyne miasto na wyspie zostalo lokowane przez francuzow, o czym swiadcza tez liczne groby z francusko brzmiacymi nazwiskami. 
Po calym dniu spacerowania udalismy sie na molo z widokiem na wraki starych statkow i jednym zdechlym psem. Wtedy tez zauwazylismy, ze niebo na Kubie jest do gory nogami.













Brak komentarzy:

Prześlij komentarz