Valle del Cocora dane nam bylo zobaczyc dzieki informacji od naszych przyjaciol z Medelin, ktorzy w ogole uswiadomili nas o istnieniu tego miejsca, oraz Danielowi - wspanialemu chlopakowi z Pereiry, ktory nas u siebie goscil. By odwiedzic ten park narodowy musielismy wstac bardzo wczesnie, tak, by zdazyc na dworzec autobusowy w Pereirze o 6:50. O tej godzinie odjezdza bowiem pierwszy autobus (7000 COP/os) do Salento - ladnej, gorskiej miejscowosci, w ktorej mozna zlapac jeepa jadacego do Valle del Cocora (3200COP/os). W salento zwiedzilismy centrum miasta z ladnym kosciolkiem, gdzie Maciej upolowal kolejnego Jezuska do swojej kolekcji. Zaopatrzylismy sie takze w prowiant i wspolnie z grupka innych turystow ruszylismy klimatycznym jeepkiem dalej.
Park nas bardzo pozytywnie zaskoczyl. Po pierwsze wejscie jest za darmo, a po drugie szlak do niego wiedzie posrod wzgorz, ktorych czubki z rzadka porosniete sa palmami. Widok i klimat niby podobny do naszych rodzimych krajobrazow, tylko te niesamowite palmy wylaniajace sie z mgly przypominaly nam, ze jestesmy w innym swiecie. Po gdzies 1,5h marszu weszlismy do dzungli. Tu roslinnosc juz w zaden sposob nie przypominala naszej. Szlak poprowadzony jest genialnie. W wielu miejscach turysci zmuszeni sa pokonywac rzeczki i strumienie linowymi mostami czy kladkami, zamocowanymi wzdloz skal, gdzie niezbedne jest wspieranie sie i lapanie rownowagi, dzieki zwisajacym z poteznych drzew lianom. Spacerowalismy sobie tak przez ladnych pare godzin i nawet specjalnie sie nie zmeczylismy. Mielismy tez wzgledne szczescie do pogody, bo tylko pare razy lekko nas zmoczyl deszcz i, tak na prawde, mocno sie rozpadalo dopiero, gdy juz wracalismy. Na szczescie postanowilismy ruszyc spowrotem przed ostatnim jeepem o 16.00, a nie tym ostatnim o 17.00, bo pewnie zmuszeni byli bysmy tam nocowac. Tu znow rozlozylo nas na lopatki latynowskie podejscie do turystow, bowiem po grupe ok. 20-tu czekajacych w strugach deszczu podroznikow udajacych sie do Salento przyjechal tylko jeden jeep. Oczywiscie miejsce w nim znalezli najlepiej sie wpychajacy, czyli parka polakow :) i kilku kolumbijczykow. Kierowca ze stoickim spokojem wytlumaczyl reszcie ze zadzwonil po nastepny. Czekalismy tak z 30 min., na szczescie ukryci przed deszczem, w srodku samochodu, na kolejny, do ktorego oczywiscie takze sie wszyscy nie zmiescili. Biedakom, ktorym nie udalo sie wepchnac, pozostala jazda w zimnie i deszczu na zewnatrz, uczepieni do relingow jeepa. Z salento zlapalismy ostatni autobus do Pereiry o 17:40, na ktory na bank bysmy nie zdazyli, gdybysmy liczyli na punktualnosc jeepkow, i ok 20:00 grzalismy sie juz herbatka w domku naszego hosta. Dzien byl dla nas wyjatkowo dlugi ale widoki Valle del Cocora w 100% wynagrodzily nam niewyspanie i zmoczenie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz