Z powodu protestow gornikow, ktorzy zablokowali glowne drogi w kraju, droga z Monterii do Medellin, zamiast poczatkowych 8, zajela nam 17 godzin. Zmuszeni zostalismy do podrozy dookola przez rozdroza, ktore znalismy wczesniej podrozujac z Turbo. O tym, jak ciezka byla to przeprawa, niech poswiadczy to, iz czasem predkosc autobusu nie przekraczala 20km/h i droga dluzyla nam sie niemilosiernie.
O tym wspanialym miescie i wspanialych ludziach tam mieszkajacych nasluchalismy sie juz wczesniej od naszych znajomych, jednak, mimo to, zderzenie z rzeczywistoscia bardzo pozytywnie nas zaskoczylo. Po wyjsciu z autobusu, szulkajac metra, by dotrzec do naszych nowych hostow, zapytalismy przechodzaca obok nas starsza pania o droge. Okazala sie ona tak niewiarygodnie mila, ze nie dosc, iz zaprowadzila nas na stacje, to sprezentowala nam bilety (1800 COP / osobe). Dzieki dosc dokladnym wskazowkom naszych hostow bez problemu dojechalismy na miejsce i po krotkim spacerze po okolicy odnalezlismy ich dom.
Ximena i Simon to bardzo mila kolumbijsko - francuska parka. Dowiedzielismy sie od nich mnostwo ciekawych informacji na temat Medellin, Kolumbii, a takze innych krajow, ktore zamierzamy w przyszlosci odwiedzic. To oni opowiedzieli nam o tak niesamowitych miejscach, jak Valle del Cocora, czy o fakcie, iz mozna w tym czasie zobaczyc wieloryby u wybrzezy Kolumbii.
Samo Medellin urzeklo nas swoim klimatem, ktory przypomina nasza polska wiosne. Byla to mila odskocznia po upalach, ktore dokuczaly nam na polnocy tego kraju. Swpj lagodny klimat miasto zawdziecza temu, iz jest otoczone ze wszystkich stron gorami, a samo takze jest dosc wysoko polozone. Jako jedyne miasto w Kolumbii dysponuje metrem, co w bardzo duzym stopniu ulatwolo nam jego zwiedzanie.
Pierwszego dnia postanowilismy zwiedzic centrum - Plazoleta de las Esculturas, gdzie podziwialismy charakterystyczne grube rzezby Fernanda Botero. Stamtad pieszo, niespiesznie, udalismy sie w kierunku Jardin Botanico, po drodze przemykajac przez bardziej brudna i niebezpieczna czesc miasta. Sam park botaniczny bardzo nam sie spodobal, tym bardziej, ze wejscie bylo za darmo, a w srodku zobaczyc bylo mozna rosliy z wszystkich zakarkow Kolumbii. Nam, jak zawsze, podobaly sie najbardziej olbrzymie iguany, ktore leniwie wygrzewaly sie w sloncu nie zwazajac na przechodzacych obok ludzi. W Parku botanicznym odwiedzic mozna tez mariposario (motylarnie), jednak my sie zagapilismy i w momencie, kiedy chcielismy do niego wejsc wlasnie je zamykano (16.00). Podziwialismy je wiec tylko przez plot. Dosc meczaca calodniowa piesza wycieczke postanowilismy zakonczyc ogladajac zachod slonca nad Medellin z pobliskiej gory, do ktorej mozna dojechac kolejka liniowa, wchodzaca w sklad miejskiego metra. W cenie jednego biletu (1800COP/os.) udalo nam sie obejrzec przepiekna panorame miasta i wrocic do naszych wspanialych hostow, ktorzy wieczorem uraczyli nas "sancocho" - bardzo pyszna, typowa, kolumbijska zupa.
Mielismy olbrzymie szczescie, ze wyladowalismy w Medellin podczas najwazniejszego karnawalu - Feria de las Flores. Wbrew nazwie, to nie kwiaty sa najwieksza atrakcja tego swieta, a olbrzymia kawalkada koni, ktore w liczbie ok. 3000 przez jeden dzien maszeruja przez glowne ulice miasta. Widok jest nieziemski, gdyz zobaczyc tu mozna obok jezdzcow dosiadajacych przepiekne rumaki, takze i tych uczestniczacych w paradzie na oslach, czy mulach. Ci pierwsi jednak stanowia olbrzymia wiekszosc, a ich umiejetnosci jezdzieckie sa najwyzszej proby. Z tego co, sie dowiedzielismy od naszych przyjaciol, niektore z nich warte sa bajonskie sumy przekraczajace nawet miljon dolarow. Do opisu tej wspanialej parady ktora trwala od rana do poznego wieczora, trzeba jednak dodac lyzeczke dziegciu, a mianowicie typowo latynoska jej organizacje. Zdazylo sie, ze by moc zobaczyc parade Maciej musial sie przeciskac przez tlumy ludzi upchanych na bardzo malej przestrzeni, tylko dlatego, ze jakis idiota bez wyobrazni ustawil bramki tak, ze tworzyly sie bardzo waskie korytarze. Ze nikt tam nie zostal stratowany to tylko jakis cud. Tego dnia, pierwszy raz w Kolumbii, Maciej sprobowal takze miejscowych uzywek, w tym aguardiente (wysokoprocentowy alkohol, pity na kieliszki, o anyzowym posmaku).
Jednego dnia Ximena zabrala nas na koncert muzyki latynoskiej, odbywajacy sie takze w ramach festiwalu. Krolowaly tam glownie reggeton i ballenato, ktorym katowano nas juz wczesniej w autobusach. Jest to biesiadna muzyka kolumbijska, charakteryzujaca sie wykorzystaniem akordeonu, traktujaca na ogol o mdlawych milosnych historyjkach. Gwiazda imprezy byl Victor Emanuel - bardzo slawny w tej czesci swiata, latynoski piosenkarz, ktorego kawalki znali wszyscy dookola na pamiec.
Medellin slynie, wg. wszystkich, zarowno wczesniej jak i pozniej spotkanych facetow, z niewiarygodnie pieknych kobiet, ktorych nie dane bylo nam jednak zbyt wiele uswiadczyc. Stalo sie tak prawdopodobnie dlatego, iz gust europejczykow do plci pieknej jest zupelnie inny od latynowskiego. Faktem jest jednak, iz mozna tam spotkac wiecej ladnych kobiet jednego dnia, niz podczas czteromiesiecznego podrozowania po calym meksyku. Maciej wiec oczu nie nacieszyl w stopniu, jaki to mu obiecywali wszyscy napotkani faceci.
Dni w Medellin mijaly nam bardzo szybko, jednak takie juz losy podroznikow, ze trzeba sie zwinac i pojechac dalej, zostawiajac ze soba wspomnienia i nowych fajnych przyjaciol.
O tym wspanialym miescie i wspanialych ludziach tam mieszkajacych nasluchalismy sie juz wczesniej od naszych znajomych, jednak, mimo to, zderzenie z rzeczywistoscia bardzo pozytywnie nas zaskoczylo. Po wyjsciu z autobusu, szulkajac metra, by dotrzec do naszych nowych hostow, zapytalismy przechodzaca obok nas starsza pania o droge. Okazala sie ona tak niewiarygodnie mila, ze nie dosc, iz zaprowadzila nas na stacje, to sprezentowala nam bilety (1800 COP / osobe). Dzieki dosc dokladnym wskazowkom naszych hostow bez problemu dojechalismy na miejsce i po krotkim spacerze po okolicy odnalezlismy ich dom.
Ximena i Simon to bardzo mila kolumbijsko - francuska parka. Dowiedzielismy sie od nich mnostwo ciekawych informacji na temat Medellin, Kolumbii, a takze innych krajow, ktore zamierzamy w przyszlosci odwiedzic. To oni opowiedzieli nam o tak niesamowitych miejscach, jak Valle del Cocora, czy o fakcie, iz mozna w tym czasie zobaczyc wieloryby u wybrzezy Kolumbii.
Samo Medellin urzeklo nas swoim klimatem, ktory przypomina nasza polska wiosne. Byla to mila odskocznia po upalach, ktore dokuczaly nam na polnocy tego kraju. Swpj lagodny klimat miasto zawdziecza temu, iz jest otoczone ze wszystkich stron gorami, a samo takze jest dosc wysoko polozone. Jako jedyne miasto w Kolumbii dysponuje metrem, co w bardzo duzym stopniu ulatwolo nam jego zwiedzanie.
Pierwszego dnia postanowilismy zwiedzic centrum - Plazoleta de las Esculturas, gdzie podziwialismy charakterystyczne grube rzezby Fernanda Botero. Stamtad pieszo, niespiesznie, udalismy sie w kierunku Jardin Botanico, po drodze przemykajac przez bardziej brudna i niebezpieczna czesc miasta. Sam park botaniczny bardzo nam sie spodobal, tym bardziej, ze wejscie bylo za darmo, a w srodku zobaczyc bylo mozna rosliy z wszystkich zakarkow Kolumbii. Nam, jak zawsze, podobaly sie najbardziej olbrzymie iguany, ktore leniwie wygrzewaly sie w sloncu nie zwazajac na przechodzacych obok ludzi. W Parku botanicznym odwiedzic mozna tez mariposario (motylarnie), jednak my sie zagapilismy i w momencie, kiedy chcielismy do niego wejsc wlasnie je zamykano (16.00). Podziwialismy je wiec tylko przez plot. Dosc meczaca calodniowa piesza wycieczke postanowilismy zakonczyc ogladajac zachod slonca nad Medellin z pobliskiej gory, do ktorej mozna dojechac kolejka liniowa, wchodzaca w sklad miejskiego metra. W cenie jednego biletu (1800COP/os.) udalo nam sie obejrzec przepiekna panorame miasta i wrocic do naszych wspanialych hostow, ktorzy wieczorem uraczyli nas "sancocho" - bardzo pyszna, typowa, kolumbijska zupa.
Mielismy olbrzymie szczescie, ze wyladowalismy w Medellin podczas najwazniejszego karnawalu - Feria de las Flores. Wbrew nazwie, to nie kwiaty sa najwieksza atrakcja tego swieta, a olbrzymia kawalkada koni, ktore w liczbie ok. 3000 przez jeden dzien maszeruja przez glowne ulice miasta. Widok jest nieziemski, gdyz zobaczyc tu mozna obok jezdzcow dosiadajacych przepiekne rumaki, takze i tych uczestniczacych w paradzie na oslach, czy mulach. Ci pierwsi jednak stanowia olbrzymia wiekszosc, a ich umiejetnosci jezdzieckie sa najwyzszej proby. Z tego co, sie dowiedzielismy od naszych przyjaciol, niektore z nich warte sa bajonskie sumy przekraczajace nawet miljon dolarow. Do opisu tej wspanialej parady ktora trwala od rana do poznego wieczora, trzeba jednak dodac lyzeczke dziegciu, a mianowicie typowo latynoska jej organizacje. Zdazylo sie, ze by moc zobaczyc parade Maciej musial sie przeciskac przez tlumy ludzi upchanych na bardzo malej przestrzeni, tylko dlatego, ze jakis idiota bez wyobrazni ustawil bramki tak, ze tworzyly sie bardzo waskie korytarze. Ze nikt tam nie zostal stratowany to tylko jakis cud. Tego dnia, pierwszy raz w Kolumbii, Maciej sprobowal takze miejscowych uzywek, w tym aguardiente (wysokoprocentowy alkohol, pity na kieliszki, o anyzowym posmaku).
Jednego dnia Ximena zabrala nas na koncert muzyki latynoskiej, odbywajacy sie takze w ramach festiwalu. Krolowaly tam glownie reggeton i ballenato, ktorym katowano nas juz wczesniej w autobusach. Jest to biesiadna muzyka kolumbijska, charakteryzujaca sie wykorzystaniem akordeonu, traktujaca na ogol o mdlawych milosnych historyjkach. Gwiazda imprezy byl Victor Emanuel - bardzo slawny w tej czesci swiata, latynoski piosenkarz, ktorego kawalki znali wszyscy dookola na pamiec.
Medellin slynie, wg. wszystkich, zarowno wczesniej jak i pozniej spotkanych facetow, z niewiarygodnie pieknych kobiet, ktorych nie dane bylo nam jednak zbyt wiele uswiadczyc. Stalo sie tak prawdopodobnie dlatego, iz gust europejczykow do plci pieknej jest zupelnie inny od latynowskiego. Faktem jest jednak, iz mozna tam spotkac wiecej ladnych kobiet jednego dnia, niz podczas czteromiesiecznego podrozowania po calym meksyku. Maciej wiec oczu nie nacieszyl w stopniu, jaki to mu obiecywali wszyscy napotkani faceci.
Dni w Medellin mijaly nam bardzo szybko, jednak takie juz losy podroznikow, ze trzeba sie zwinac i pojechac dalej, zostawiajac ze soba wspomnienia i nowych fajnych przyjaciol.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz